poniedziałek, 26 grudnia 2016

Rozdział 31

*Alex*

Po próbie z The Heirs wróciłem do swojego domu. Mama chciała ze mną porozmawiać z rana, ale szedłem do Savannah, więc zrobi to teraz. Usiadłem naprzeciwko rodzicielki i spojrzałem jej w oczy.
- Chciałaś ze mną rozmawiać. – zacząłem.
- Tak, synku. Jest kilka ważnych spraw. – oznajmiła poważnie, czego się nieco przeraziłem.
- O co chodzi?
- Po pierwsze, co z twoją pracą?
- Wróciłem do zespołu.
- Okay. O finanse nie muszę się martwić. Teraz drugie. Czy masz jakieś plany na sobotę za dwa miesiące?
- Jeszcze nie, a czemu pytasz?
- Odbędzie się wtedy twój ślub, Alex. Ja i Crystal, wszystko już załatwiłyśmy. – oznajmiła.
- Jak to!? Bez mojej wiedzy!? – poderwałem się z fotela, ale matka posadziła mnie z powrotem.
- Uspokój się. Wcale nie bez twojej wiedzy, bo przecież teraz Ci powiedziałam, a nie dzień czy godzinę przed. – zrobiła minę pt. 'I tak będzie po mojemu'.
- Ale mamo… Mnie i Crystal nic już nie łączy.
- Jak to nie? Opowiadała mi, jak to całowaliście się na weselu jej znajomej Daisy i tego słynnego DJ-a Rylanda.
- To ona mnie pocałowała. Ja nie chciałem. Kocham kogoś innego. - oburzyłem się. Nie mogę brać ślubu, kiedy Savi jest moją żoną!
- Niestety, ale odwrotu nie ma. Musisz zapomnieć o tamtej i pogodzić się z myślą, że za dwa miesiące Crystal zostanie TWOJĄ ŻONĄ. – zaakcentowała ostatnie dwa słowa.
- A co jeśli ja nie chcę?
- Nie ma takiej opcji. Nie po to wydawałam tysiące na to wszystko, byś teraz powiedział mi, że ty nie chcesz.
- I co zrobisz? Zamkniesz mnie w pokoju i zabronisz spotykania z The Heirs, bo tam jest Savannah?
- Dokładnie. To najlepsza opcja. – wstała z kanapy, chwyciła mnie  za rękę i zaprowadziła do pokoju. – Zostaniesz tu tak długo jak będzie trzeba. – dodała i zakluczyła drzwi.
Super. Wszystko jest nie po mojej myśli. Ciekawe co sobie Savi pomyśli, gdy nie zjawię się jutro na próbie…

Siedziałem sam, zamknięty w czterech ścianach od ponad trzech godzin i dostawałem w głowę.
Pociąć się żyletką? Nie mam jak.
Zadźgać nożem? Tak samo.
Poddusić poduszką? To się nie uda.
Utopić w wannie? Brak możliwości.
Nałykać się tabletek? Tak!
Poderwałem się z podłogi i zacząłem przeglądać szuflady.
Stare notatki ze studiów, wypisane długopisy, okruszki od ciastek… Wszystko tylko nie to, czego szukam. Zero tabletek? Kurde, matka musiała je ułożyć w szafce w kuchni.
Westchnąłem ciężko i wznowiłem przeszukiwania. W szafie znalazłem czarne rurki, które miałem ubrane w trasie, a w nich… Narkotyki od Eiana! Tak, to pomoże mi na trochę zapomnieć, a później coś się wymyśli.
Rozsiadłem się wygodnie na łóżku i wysypałem zawartość woreczka na rękę. Wciągnąłem go nosem, a po chwili poczułem się jakby weselej.
Będę musiał poprosić Eiana o więcej tego magicznego białego proszku. Tylko jak ja się z nim spotkam?

-----------------------------
#typowaWikiR5er ;)
Kto jak zwykle daje smutne lub tragiczne rozdziały w święta? Oczywiście, że Wiki R5er.
Mamy drugi dzień świąt, więc chyba nie jest jeszcze późno, by życzyć Wesołych Świąt.
Także "Wesołych Świąt" i do napisania 2 stycznia już w 2017 :)

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Rozdział 30

*Savannah*

Udałam się do swojego pokoju, aby zadzwonić do Alexa. Usiadłam na łóżku i wybrałam numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci…
- Savannah? – w końcu usłyszałam głos zdziwionego Flagstada w słuchawce.
- Tak, to ja. – odparłam. – Pisałeś wczoraj…
- No i…?
- Chciałeś bym zadzwoniła lub odpisała lub cokolwiek innego, bylebyś miał ode mnie jakiś znak. Więc dzwonię.
- Pamiętałaś. Dziękuję. – powiedział uradowany. – I jeszcze raz przepraszam za wszystko. Skopałem sprawę, wiem. Możesz chcieć rozwód, zwrot obrączki, wszystko…
- Ale ja nie chcę rozwodu. – przerwałam mu. - Chcę jedynie abyś przyjechał do mnie, tutaj, do LA i był mimo wszystko.
- Naprawdę? – niedowierzał.
- Naprawdę. I chcę jeszcze jedno.
- Dla Ciebie wszystko księżniczko.
- Wróć do The Heirs.
- Wrócę. Pokochałem Ciebie, polubiłem pracę z Tobą w zespole. Dziękuję za taką szansę.
- Ja Ci dziękuję, że nadal mnie chcesz. Tą małą wariatkę z tamburynem. – zaśmiałam się.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chcę. Zaraz spakuję swoje rzeczy i pierwszym lotem udaje się do Ciebie, żabciu.
- Czekam, szybujący wiewiórze.
- Niebawem będę. – zamilkł na chwilę. – Zaraz, skąd wiesz o szybującym wiewiórze?
- Mam swoje tajne źródła. – odpowiedziałam mu tajemniczo. – Naprawdę to oglądałam filmiki z Tobą, tak bardzo tęskniłam…
- No tak. Filmiki. Myślałem, że nikt już tego nie ogląda, a jednak. Moja mała Savi… - westchnął cicho. – Kończę. Zaraz zbieram się do powrotu. Pa słoneczko.
- Pa kochanie. – rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik.
Zabrałam swoją halkę i udałam się do łazienki. Szybki prysznic i spać.

Rano otworzyłam oczy i leniwie się przeciągnęłam. Usiadłam na skraju łóżka i dopiero wtedy zauważyłam Alexa śpiącego w ubraniu z wielkim pluszowym misiem. Ucałowałam go w czoło i wstałam. Podeszłam do stolika, gdzie stał wazon w wielkim bukietem czerwonych róż ułożonych w kształt serca, a wśród nich liścik.
- Dla mojej kochanej Savi Flaggy. – przeczytałam na głos i odwróciłam się w stronę łóżka.
Wyciągnęłam Alexowi spod pachy misia i posadziłam go obok wazonu, a następnie wskoczyłam na ukochanego. Zdezorientowany otworzył oczy i gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął szeroko.
- Dzień dobry szybujący wiewiórze. – rzuciłam ze  śmiechem i pocałowałam go czule w usta.
- Dzień dobry księżniczko. – odpowiedział i ponownie złączył nasze usta. – Kocham Cię. – wyszeptał między pocałunkami.
- Ja Ciebie też. – odparłam, gdy się w końcu od siebie odsunęliśmy. – Wstajemy na śniadanie?
- Chętnie. Zrobiłem się głodny, przez tę nocną podróż. – objął mnie mocno i podniósł się z łóżka ze mną na rękach, a następnie skierował do kuchni.
- Ale się Brandon zdziwi… - szepnęłam mu do ucha, mocniej się przytulając.
- Nie zdziwi. Już się widzieliśmy dzisiaj. Robił posiłek dla Brennana, który swoją drogą, przeprosił mnie za ostatnie wydarzenia. – wyjaśnił mi.
- To się cieszę. The Heirs znów będzie w pełnym składzie. – cmoknęłam go w policzek.
- Ooo… Nasze gołąbeczki razem! – ucieszył się Benko.
- Dobrze, że się pogodziliście, bo… - zaczął Brandon.
- Powiemy im później. To jeszcze nie jest pewne. – przerwał mu Bren.
- Okay. My możemy zaczekać na tę wiadomość. – oznajmiłam.
Alex posadził mnie na krześle i przysunął do stołu. Sam usiadł obok.
- Co dziś dobrego na śniadanie? – spytał Lexiu.
-  Bułeczki z dżemem wiśniowym i herbata o smaku owoców leśnych. – mój brat podsunął nam talerze pod nosy. – Smacznego. – dodał i dołączył do nas.

Posiłek minął w miłej atmosferze, a koło 11, gdy przyszedł Eian zrobiliśmy próbę. Brennan z wielką pasją uderzał w perkusję, Eian z basem oraz Alex i Brandon z gitarami co chwilę zaczepiali perkusistę, natomiast ja grałam na swoim ukochanym tamburynku. Oczywiście ja i mój brat jeszcze śpiewaliśmy, a reszta robiła chórki. Było jak dawniej i to mi się podobało. Czułam się niesamowicie szczęśliwa i nic nie zapowiadało się na to, że może się to wkrótce zmienić…

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Rozdział 29

*Brandon*

Savannah wróciła z kawy z Eianem, ale nie sama. Oprócz tego, że przyprowadziła basistę to jeszcze jego ~ gnojka i śmiecia, Brennana Benko.
- Co tu robisz? – spytałem niemiłym tonem głosu.
- Chciałem przeprosić. – spuścił wzrok.
- Przeprosić? – prychnąłem. – To nie takie łatwe jak Ci się wydaje… Zraniłeś mnie, zniszczyłeś zespół. Alex od nas odszedł i nie zamierza wrócić.
- Przepraszam, no. Bałem się ojca. Już raz mnie z domu wyrzucił. Nie chciałem przechodzić drugi raz tego samego, a teraz mam gorzej. Straciłem przyjaciół, na których tak bardzo mi zależało. Straciłem też rodziców… Odwrócili się ode mnie, bo jestem kłamcą, oszustem i sami już wiecie kim. – posmutniał wyraźnie.
Okay, byłem na niego bardzo zły. Cholernie zły. Ale to, przez co przeszedł… Zacząłem rozumieć co czuł, czemu tak postąpił.
- Rozumiem, jeśli nie będziesz chciał mnie znać. – dodał z łzami w oczach.
- Tylko nie płacz Bren. – delikatnie objąłem chłopaka. – Wybaczam Ci. – dodałem po chwili i ucałowałem go w głowę.  – Może nie zapomnę tego jeszcze przez jakiś czas, ale nie chcę się kłócić.
- Dziękuję. Jesteś wspaniałym człowiekiem Brandon. Cieszę się, że między nami już w porządku. – uśmiechnął się lekko. – A co Alexa… On jeszcze wróci. Zobaczysz.

Tego wieczora jedliśmy kolację w czwórkę.
- Dobra ta sałatka. – pochwalił Eian.
- Sama robiłam. – Sav uśmiechnęła się do niego zalotnie. Czyżby zapomniała już o Alexie?
- Teraz wiadomo czemu jest lepsza niż u mamy. – zaśmiał się McNeely. – Zmieniając temat… Jak tam się dogadujecie z Brennanem? – zwrócił się do mnie.
- Pogodziliśmy się, ale na razie jesteśmy tylko przyjaciółmi. – oznajmiłem.
- Ale to się niebawem zmieni. – dodał Bren i cmoknął mnie w policzek. – A jak tam z Alexem? – spojrzał na Savannah.
- Napisał do mnie SMS-a, ale nie mam zamiaru mu odpisać. – mówiła, mieszając widelcem w talerzu.
- Nie tęsknisz? – spytałem.
- Może trochę… - mruknęła pod nosem.
- To skoro tęsknisz, a nie chcesz mu odpisać… Zadzwoń do niego! – wypalił Benko.
- I co mu powiem? 'Wracaj do zespołu, to była pomyłka'? Czy raczej 'Spadaj, znajdziemy kogoś na twoje miejsce'? – odparła sarkastycznie.
- No chyba to pierwsze. – zasugerował Bren, a Eian spojrzał na niego tak jakby miał go zaraz zadźgać nożem, którym wcześniej kroił bułkę.
- Wiecie co? Chyba tak zrobię. – wstała od stołu i ruszyła do swojego pokoju, by w spokoju wykonać telefon.
- Boję się, że to nie wypali… - westchnąłem, a perkusista objął mnie mocno.
- Nie masz czego. Zbyt silne uczucie ich łączy, aby nie wypaliło. – szepnął mi do ucha, łaskocząc mnie włosami po policzku, więc mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Ja już będę się zbierał. – McNeely podniósł się z krzesła. – Wpadnę jutro.  – skierował się do wyjścia.
- Pa Eian! – zawołaliśmy do niego jednocześnie i gdy wyszedł zaczęliśmy się całować.
Okłamałem ich trochę, bo nie chciałem, by uważali, że jestem zbyt łatwy. Tak w rzeczywistości, to bardzo tęskniłem za Brennanem… I jak widać, on za mną też.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Rozdział 28

*Elan*

Następnego popołudnia udałem się do kawiarni z Savannah.
- Co podać? - spytała kelnerka, gdy siedzieliśmy przy stoliku.
- Ja poproszę latte i ciasto jagodowe. - odezwała się Sav.
- Ja to samo. - zdecydowałem.
Kelnerka zanotowała sobie zamówienie i poszła.  Postanowiłem wznowić rozmowę z dziewczyną.
- I co z tym Alexem? - zapytałem.
- No napisał SMS-a. Ale nie wiem co zrobić. Odpisać czy nie... - ciężko wypuściła powietrze nosem.
- Jeśli go kochasz, to czemu nie... - oznajmiłem. - Rób jak uważasz. - dodałem.
- Chyba jednak nie zadzwonię... Zachował się jak zachował, co prawda przeprosił, ale to nie takie proste jak myśli. Może gdyby przyjechał... - zamyśliła się.
- A raczej tego nie zrobi. - mruknąłem pod nosem. - Myślałaś nad nowym związkiem, z nową osobą?
- Jeszcze nie. Potrzebuję trochę czasu. - powiedziała, rozglądając się po kawiarni. - Brennan! Hej! Bren! Chodź do nas! - zawołała i pomachała do niego ręką.
Benko dosiadł się do nas i uśmiechnął serdecznie do Hudson.
- Ja przepraszam Savi. Tak bardzo przepraszam. To co zrobiłem było głupie... - zaczął.
- Już okay, Bren. Nie jestem zła. - mówiła spokojnie.
- Chciałbym pogodzić się z Brandonem. Pomożesz mi? -  błagalnym wzrokiem patrzył na nią.
- Ummm... No nie wiem... Nie jestem pewna czy on tego chce... - przeciągała.
Byłem pewien, że się zgodzi, więc wtrąciłem się do ich wymiany zdań.
- Oczywiście, że pomoże. Ja również. - odezwałem się, a Savannah spiorunowała mnie wzrokiem.
- To super. Kiedy idziemy? - Benko ucieszył się na tę wiadomość.
- Jak tylko wypijemy kawę i zjemy ciasto. W końcu Eian stawia, więc trzeba korzystać. - zaśmiała się.
Miło, że zespół powoli się godzi. Być może jeszcze kiedyś zagramy razem...

Po około godzinie opuściliśmy kawiarnię. Bren nawijał całą drogę, a Savi wtrącała się od czasu do czasu. W końcu stanęliśmy pod drzwiami posiadłości Hudsonów. Dziewczyna otworzyła je i weszła.
- Brandon! Już jestem! - zawołała, a on po chwili pojawił się w korytarzu. Szybko się z nim przywitałem i udałem z Sav do salonu. Zostawiliśmy ich samych.
- Brennan? Co Ty tu robisz do jasnej cholery? - usłyszałem głos wyraźnie zdziwionego Brandona. Zapowiada się ciekawie...

poniedziałek, 28 listopada 2016

Rozdział 27

*Brennan*
(w tym samym czasie)

Usiadłem w swoim pokoju i zacząłem się zastanawiać nad swoim zachowaniem. Okay, przyznaję, bałem się ojca, ale to co zrobiłem było naprawdę podłe. Powiedzieć przy wszystkich, że Savannah jest moją dziewczyną, wiedząc, że ona kocha Alexa (z wzajemnością), a Brandon, który jest, a raczej był, moim chłopakiem bywa strasznie wybuchowy i zazdrosny.
- Brennan, kochanie… - mama weszła do mojego pokoju i usiadła obok. – Nie możesz spędzić tu całego dnia. Może i pokłóciliście się z Savannah, ale zapewne raz dwa wróci i omówimy kwestię waszego ślubu… - pogłaskała mnie po plecach.
- Ślubu? – spytałem z niedowierzaniem. – Nie sądzisz, że to za szybko? Niedawno się poznaliśmy… - zacząłem wymyślać.
- Ależ wiesz, że teraz to trzeba wszystko z dwuletnim wyprzedzeniem planować… - nie dawała za wygraną.
Nie wiedziałem jak ją przekonać. Wyznać prawdę czy wymyślić kolejne kłamstwo?
- No wiem… - burknąłem pod nosem. – Ale jest coś co powinienem wyznać. – postawiłem na prawdę. Najwyżej spakuję się i pojadę do Los Angeles. Być może Brandon mi wybaczy.
- O co chodzi synku?
- Bo… Bo… - jąkałem się. - Savannah wcale nie jest moją dziewczyną! – wyrzuciłem z siebie jak torpeda. Chciałem mieć to wszystko za sobą.
- Co? Jak to? – mama nie mogła zrozumieć.
- Udawałem, bo… Boję się, że ojciec znów mnie odrzuci. Tak naprawdę to jestem, a raczej byłem, w związku z jej bratem… - zamilkłem na chwilę i obserwowałem rekcję rodzicielki. Nie odezwała się ani słowem, tylko wstała, popatrzyła na mnie, pokręciła głową i wyszła.
Zrobiło mi się przykro. Chciałem być uczciwy, wszystko naprawić, a matka, moja własna matka, tak mnie potraktowała. Pewnie powie wszystko ojcu, a ten wyrzuci mnie z domu na zbity pysk, jak to się mówi.

Pół godziny później zniknąłem bez słowa. Zabrałem wszystkie swoje rzeczy i udałem się na lotnisko. Zakupiłem bilet i czekałem na samolot. Tak bardzo chciałem być w Los Angeles, w ramionach Brandona. To on był, jest i zawsze będzie moją wielką miłością. Mam tylko nadzieję, że wybaczy mi i wszystko będzie jak dawniej…

Wieczór… LA jak zwykle biło jasnym światłem z ulicznych latarni stojących co kawałek. Złapałem taksówkę i udałem się do domu.
- Brennan? Ty nie w trasie? – Tyler zasypał mnie ogromem pytań, gdy tylko przekroczyłem próg.
- Tak wyszło. – rzuciłem krótko i skierowałem się do swojej sypialni. Zapaliłem świeczki na ołtarzyku dla Brandona i zacząłem rozpakowywać rzeczy.
Tyle się zmieniło od dnia, w którym się poznaliśmy. Nasz związek rozwijał się powoli, a my sami dopiero się poznawaliśmy, każdego dnia na nowo. Nasze upojne noce lub zwykłe nocne pogaduszki... Nasze randki, próby z The Heirs, trasa… To wszystko było niesamowite. Ale jak zawsze musiałem wszystko skopać. Nie ma nas, nie ma nic. W moim sercu jest jedna wielka pustka, którą tylko on umie wypełnić…

poniedziałek, 21 listopada 2016

Rozdział 26

*Alex*
(w tym samym czasie)

Opuściłem lotnisko w Chicago i złapałem taksówkę. Podałem kierowcy adres i pogrążyłem się w rozmyślaniach.

Savannah zachowała się okrutnie. Najpierw rozkochuje mnie w sobie, namawia na ślub, a potem całuje się z Brennanem i jest jego dziewczyną.
Brandon został zraniony. Może i nie dogadywaliśmy się najlepiej, jednak zawsze był dla mnie przyjacielem, więc oczywiste, że jest mi go żal. Tak bardzo się zaangażował... Biedny.
Eian jak zwykle wykorzystał sytuację. Niby taki spokojny, kochany... Ale swoje za uszami ma. Wiem doskonale, że ostatniej nocy Sav była u niego i za jego namową zażyła narkotyki.
A Brennan? Na niego brak mi słów. Zachował się jak totalnie niewychowana świnia. Takie coś swoim przyjaciołom... Gdyby nie moja, z natury spokojna, osobowość pewnie dawno temu wylądowałby on na cmentarzu obok papużki mojej babci.

Dotarłem do domu siostry. Zapłaciłem taksówkarzowi, zabrałem bagaże i zapukałem do drzwi.
- Lexiu! - siostra mnie wyściskała. - Wejdź i opowiadaj. Co u Ciebie?
- Wszystko się sypie. Odszedłem z zespołu, pokłóciłem się z żoną, kumpel mi ją odbił... Mam tego wszystkiego dość. Mogę się trochę zatrzymać u Ciebie? Chcę zapomnieć, by nie martwić mamy... - mówiłem, ocierając łzy spod oczu.
- Pewnie. Zostań ile chcesz. - uśmiechnęła się serdecznie. - Chodź za mną. Pokażę Ci pokoik dla Ciebie. - skierowała na piętro.
Odetchnąłem ciężko, podniosłem bagaże i ruszyłem za nią. Zatrzymaliśmy się w pomieszczeniu obok jej sypialni.
- Jeśli bedziesz czegoś potrzebował to mów. Jako rodzeństwo powinniśmy się wspierać. - oznajmiła i zostawiła mnie samego.
Rzuciłem się na łóżko i wyciągnąłem telefon, aby wystukać SMS-a do Savannah.
'Przepraszam za wszystko. Za to, że wyjechałem bez pożegnania. Za to, że nie byłem wystarczająco dobrym mężem. Po prostu za wszystko. Proszę odpisz, zadzwoń, cokolwiek. Chcę wszystko wyjaśnić.'
Nacisnąłem 'wyślij' i czekałem na jakiekolwiek znak od Savi. Potrzebowałem jej jak nigdy... Potrzebowałem jej spojrzenia, głosu, dotyku. Potrzebowałem jej miłości. Potrzebowałem jej jak tlenu...

poniedziałek, 14 listopada 2016

Rozdział 25

*Savannah*

Dokończyłam posiłek i udałam się z Brennanem do jego pokoju.
- Co Ty sobie wyobrażasz!? Rozwalić jednocześnie dwa związki!? Nienawidzę Cię! Nienawidzę! - wydarłam się na chłopaka.
- Savi, to nie tak. - próbował mnie uspokoić. - Mój ojciec nie toleruje mojej orientacji. Musiałem udawać. - zaczął mi tłumaczyć.
- Tchórz z Ciebie! Gnojek! Nic nie warty p***ł! - rzucałam wyzwiskami.
- Jeśli nie chcesz mnie wysłuchać to wyjdź. - warknął.
- Bardzo chętnie. - opuściłam sypialnię Brena, trzaskając drzwiami.
- Sav? Co się stało? - Eian złapał mnie w ramiona.
- Mam dość. Alex się obraził i wyjechał, Brandon tak samo, a Brennan wszystko zepsuł i się posprzeczaliśmy... - zaczęłam szlochać.
- Będzie dobrze... Nie martw się Savi. - pogłaskał mnie po włosach. - Chodź ze mną. Zabiorę Cię do LA. Pogodzisz się z bratem. - chwycił mnie w pasie i ruszyliśmy.

Przyjechaliśmy na lotnisko i wykupiliśmy ostatnie dwa bilety na lot do LA. Udaliśmy się do poczekalni, czekać na odprawę. Zauważyłam po drugiej stronie chłopaka o długich ciemnych włosach. 'Mój brat...' pomyślałam.
- Brandon! - zawołałam, a on uniósł głowę. - Brandon! - krzyknęłam z radością i podbiegłam do niego. - Braciszku. Przepraszam. Ja nie wiedziałam, że on coś takiego zrobi. - przytuliłam głowę do jego kolan.
- Już okay, siostrzyczko. - pogłaskał mnie po głowie i schował nos w moje włosy. - Brakowało mi Ciebie, ślicznotko. - dodał, a ja cicho zachichotałam. - Alex tu był. Poleciał do siostry w Chicago. Odszedł z zespołu. - oznajmił.
- Co? - spytałam i spojrzałam bratu w oczy. - Aż tak się wściekł?
- Aż tak. - potwierdził. - Szkoda, bo był naprawdę niezły. - dodał po chwili. - I uwierz mi, że gdyby został, pozwoliłbym abyście byli razem. Flagstad to porządny facet, w sam raz dla Ciebie...
Słowa Brandona były naprawdę miłe. Żałuję, że nic przy śniadaniu nie zrobiłam, bo wiem, że cierpi jak ja... Pociesza mnie, a sam tego potrzebuje.
Wstałam z podłogi i usiadłam obok brata. Przytuliłam go mocno.
- Jeszcze wszystko się ułoży, a ja kogoś pokocham. - wyszeptałam mu w ramię.
- Zaraz nasz lot. - Eian podszedł do nas z bagażami i lekko uśmiechnął. - Chodźmy. Lepiej się nie spóźnić. - skierował do odpowiedniego wyjścia.
Popatrzyliśmy z Brandonem na siebie porozumiewawczo i ruszyliśmy za McNeelym.

Podróż minęła nam szybko. Odkluczyłam drzwi, pchnęłam je lekko i rzuciłam bagaże w przedpokoju.
- Dzięki za wszystko Eian. Jedź już odpocznij. Spotkamy się jutro. - powiedziałam i przytuliłam go.
- To ja Ci dziękuję. Ty i Brandon jesteście niesamowitymi muzykami. - uśmiechnął się i wsiadł z powrotem do taksówki.
- Ah ten Eian... - westchnęłam i weszłam do mieszkania. - Zaniesiesz mi bagaże do mojego pokoju? - spytałam brata.
- Jasne. A Ty przygotujesz posiłek?
- Oczywiście. Zjemy lody z ciastkami na deser i wypijemy kawę. - zaśmiałam się i udałam do kuchni.
Wyjęłam z szafki dwie filiżanki, wsypałam kawę, a następnie wstawiłam wodę. Wyciągnęłam lody z zamrażalnika, pokroiłam je i nałożyłam na waflowe miseczki. Znalazłam ciastka i przyozdobiłam nimi deser. Akurat woda się zagotowała, więc zaparzyłam kawę. Ustawiłam wszystko na tacy i zaniosłam do salonu. Usiadłam na kanapie,  a Brandon dołączył po chwili.
- Smacznego. - podałam mu miseczkę i zaczęliśmy jeść.
Cieszę się, że nie gniewa się na mnie o sytuację z Brenannem...

poniedziałek, 7 listopada 2016

Rozdział 24

Jeden z naszych ulubionych, co nie Rikeroholic?
Dziś specjalna dedykacja dla Ciebie <3

*Brandon*

Rankiem spotkaliśmy się przy śniadaniu. Pani Benko z uśmiechem na ustach podała posiłek do stołu.
- Co u Ciebie synku? - spytała Brena.
- Jakoś idzie. Tyler trochę narzeka, że ciągle mnie w domu nie ma... Ale jest okay. Po za tym zakochałem się na zabój... - odparł.
- Brennan Benko! No proszę! Jaki odważny! Przyszedł tutaj! Przyszedł po tym wszystkim! - pan Benko wszedł właśnie do kuchni. - I jeszcze się zakochał! - dodał ze śmiechem i dosiadł się do stołu. - Mów szybciutko w kim się tak zakochałeś...
- To śliczna i urocza dziewczyna... - zaczął, a ja spojrzałem się na niego zdziwiony. Czy ja wyglądam jak dziewczyna? - Długo się szykowałem, by to wyznać, ale Savannah jest moją ukochaną. - oznajmił i chwycił pod stołem moją siostrę za rękę, by po chwili podnieść ją do góry i pokazać ojcu. - Bardzo się kochamy. To chyba związek już na zawsze. - pocałował Sav w usta.
Alex zakrztusił się przeżuwanym kawałkiem bułki.
- Przepraszamy na chwilę. - Eian chwycił go za rękę i wyprowadził.
Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach, więc również przeprosiłem i opuściłem jadalnię. Zamknąłem się w przydzielonym mi pokoju i wyciągnąłem na środek walizkę. Wrzuciłem do niej wszystkie swoje rzeczy i opuściłem willę rodziny Benko. Skierowałem się na lotnisko, gdzie zakupiłem bilet na pierwszy lot do Los Angeles. Usiadłem w poczekalni i czekałem na odprawę.
- Brandon. Dobrze, że Cię spotkałem. - Alex usiadł obok mnie.
- Alex... Przykro mi. To musi być trudne... Bardzo kochasz moją siostrę, co? - spojrzałem mu w oczy.
- Nawet nie wiesz jak. - odparł smutno i dotknął srebrnej obrączki na palcu.
- Teraz zrozumiałem, więc wiem. Sorry, że Was rozdzieliłem. Może to wszystko potoczyło by się inaczej... - westchnąłem.
- Może... Ale teraz to nieistotne... Jadę na trochę do siostry do Chicago. Dziękuję Ci za niesamowitą współpracę. - przytulił mnie.
- Odchodzisz od zespołu? - spytałem.
- Muszę. Nie umiem tak. Brennan okazał się taką świnią... I jeszcze Ciebie tak zranił... - ledwo powstrzymywał łzy zbierające się w jego czekoladowych oczach.
Szkoda mi jego. Szkoda mi mnie. Tam przy śniadaniu czułem się jak debil. I Alex pewnie też.
- Pasażerowie lotu numer trzysta osiem do Chicago proszeni są do kierowania się do wyjścia numer trzy. - usłyszeliśmy z głośników.
Flagstad uściskał mnie jeszcze raz i odszedł. Straciłem gitarzystę i przyjaciela...

--------------------------------
Witajcie!
Mam dziś trochę do powiedzenia...
W zeszłym miesiącu, na zajęciach w szkole, otrzymałam zadanie napisać dialog o kłótni - oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła z tego Fan Fick'a. Fragment tego rozdziału i kawałek z kolejnego = właśnie ten dialog. Muszę wyznać, że strasznie spodobał się mojej polonistce o czym wspomniałam Brandonowi (tak, temu, który jest jednym z bohaterów) i też chciał przeczytać. No i się zaczęło. Przetłumaczyłam to -> chciał przeczytać więcej -> zaczęłam tłumaczyć cały ten blog dla niego (w nieco zmienionej wersji). Polonistka poprosiła mnie potem o cały ten FF, więc wysłałam jej w skróconej wersji, a później chciała dowiedzieć się czegoś o zespole. Chyba mamy kolejną Heirsess ;) W życiu jeszcze nie byłam taka szczęśliwa jak teraz.
Miłego dnia :*
Nowy rozdział już za tydzień.

poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział 23

*Eian*

Po śniadaniu w stołówce zapakowaliśmy się do auta Brena i ruszyliśmy dalej. Wyjątkowo Savannah i Alex siedzieli oddaleni od siebie i patrzyli w różne strony. Ze spaceru, który planował wcześniej Benko nic nie wyszło, gdyż rozpadało się na dobre. W takim wypadku postanowiliśmy pojechać do Santa Barbara i odwiedzić rodzinę naszego perkusisty...

- Savi, co taka smutna? - spytałem dziewczynę, gdy na postoju stała sama koło samochodu.
- Nic takiego... - mruknęła. - Możesz już iść. - dodała i spuściła głowę. Patrzyła na czubki butów, lekko się kołysząc w przód i tył.
- Wolę tu postać i dotrzymać Ci towarzystwa. - oparłem się o auto obok niej. - Widzę, że Alex już się Tobą nie interesuje... To wielkie zauroczenie już mu przeszło?
- On mnie kocha. To tylko Brandon nie pozwala mi z nim być. Groził Flaggy'emu śmiercią, więc wolę nie ryzykować. - westchnęła cicho.
- Nie martw się. Jeszcze wszystko się ułoży. - objąłem ją ramieniem i ucałowałem w czoło.
Trwaliśmy tak przez chwilę. Alex patrzył na nas ponuro, wyraźnie przygnębiony. Trochę mi go szkoda, lecz aby ją zdobyć jestem w stanie posunąć się jeszcze dalej.

Gdy dotarliśmy do domu państwa Benko, zamknąłem się w swoim pokoju i zapaliłem papierosa przy oknie. Noc była spokojna, gwiazdy świeciły jasno, księżyc błyszczał... Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - zawołałem i po chwili ujrzałem Savannah.
- Przeszkadzam? - spytała.
- Nie, nie. Wejdź. - wykonałem zachęcający ruch ręką.
- Myślałam nad tym co dziś powiedziałeś... Może to rzeczywiście było zauroczenie... Może Alex tylko się mną bawił... - usiadła na łóżku, bawiąc się srebrnym pierścionkiem, podobnym do obrączki. - Mówił mi, że mnie kocha... A teraz? Gdy Brandon go zastraszył, zaczął mnie unikać. Gdyby mnie kochał byłby przy mnie mimo wszystko... - szlochała.
Zgasiłem papierosa i przytuliłem Hudson.
- Zobaczysz, będzie dobrze... Zawsze możesz na mnie liczyć... - szepnąłem i delikatnie musnąłem usta Savci. Uśmiechnęła się lekko i pocałowała mnie czule.
- Eian, dasz mi papierosa? - spojrzała na mnie proszącym wzrokiem, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Pewnie. - wyciągnąłem z kieszeni pudełko i podałem jej jednego.
- Dzięki. A masz zapalniczkę?
- Mam. - dałem Sav do ręki zapalniczkę i patrzyłem jak sobie radzi. Szczerze mówiąc, zadziwiła mnie. Pali jak zawodowiec... Pali lepiej niż ja...