*Savannah*
Dokończyłam posiłek i udałam się z Brennanem do jego pokoju.
- Co Ty sobie wyobrażasz!? Rozwalić jednocześnie dwa związki!?
Nienawidzę Cię! Nienawidzę! - wydarłam się na chłopaka.
- Savi, to nie tak. - próbował mnie uspokoić. - Mój ojciec nie
toleruje mojej orientacji. Musiałem udawać. - zaczął mi tłumaczyć.
- Tchórz z Ciebie! Gnojek! Nic nie warty p***ł! - rzucałam wyzwiskami.
- Jeśli nie chcesz mnie wysłuchać to wyjdź. - warknął.
- Bardzo chętnie. - opuściłam sypialnię Brena, trzaskając drzwiami.
- Sav? Co się stało? - Eian złapał mnie w ramiona.
- Mam dość. Alex się obraził i wyjechał, Brandon tak samo, a Brennan
wszystko zepsuł i się posprzeczaliśmy... - zaczęłam szlochać.
- Będzie dobrze... Nie martw się Savi. - pogłaskał mnie po włosach. -
Chodź ze mną. Zabiorę Cię do LA. Pogodzisz się z bratem. - chwycił mnie w pasie
i ruszyliśmy.
Przyjechaliśmy na lotnisko i wykupiliśmy ostatnie dwa bilety na lot do
LA. Udaliśmy się do poczekalni, czekać na odprawę. Zauważyłam po drugiej
stronie chłopaka o długich ciemnych włosach. 'Mój brat...' pomyślałam.
- Brandon! - zawołałam, a on uniósł głowę. - Brandon! - krzyknęłam z
radością i podbiegłam do niego. - Braciszku. Przepraszam. Ja nie wiedziałam, że
on coś takiego zrobi. - przytuliłam głowę do jego kolan.
- Już okay, siostrzyczko. - pogłaskał mnie po głowie i schował nos w
moje włosy. - Brakowało mi Ciebie, ślicznotko. - dodał, a ja cicho
zachichotałam. - Alex tu był. Poleciał do siostry w Chicago. Odszedł z zespołu.
- oznajmił.
- Co? - spytałam i spojrzałam bratu w oczy. - Aż tak się wściekł?
- Aż tak. - potwierdził. - Szkoda, bo był naprawdę niezły. - dodał po
chwili. - I uwierz mi, że gdyby został, pozwoliłbym abyście byli razem.
Flagstad to porządny facet, w sam raz dla Ciebie...
Słowa Brandona były naprawdę miłe. Żałuję, że nic przy śniadaniu nie
zrobiłam, bo wiem, że cierpi jak ja... Pociesza mnie, a sam tego potrzebuje.
Wstałam z podłogi i usiadłam obok brata. Przytuliłam go mocno.
- Jeszcze wszystko się ułoży, a ja kogoś pokocham. - wyszeptałam mu w
ramię.
- Zaraz nasz lot. - Eian podszedł do nas z bagażami i lekko
uśmiechnął. - Chodźmy. Lepiej się nie spóźnić. - skierował do odpowiedniego
wyjścia.
Popatrzyliśmy z Brandonem na siebie porozumiewawczo i ruszyliśmy za
McNeelym.
Podróż minęła nam szybko. Odkluczyłam drzwi, pchnęłam je lekko i
rzuciłam bagaże w przedpokoju.
- Dzięki za wszystko Eian. Jedź już odpocznij. Spotkamy się jutro. -
powiedziałam i przytuliłam go.
- To ja Ci dziękuję. Ty i Brandon jesteście niesamowitymi muzykami. -
uśmiechnął się i wsiadł z powrotem do taksówki.
- Ah ten Eian... - westchnęłam i weszłam do mieszkania. - Zaniesiesz
mi bagaże do mojego pokoju? - spytałam brata.
- Jasne. A Ty przygotujesz posiłek?
- Oczywiście. Zjemy lody z ciastkami na deser i wypijemy kawę. -
zaśmiałam się i udałam do kuchni.
Wyjęłam z szafki dwie filiżanki, wsypałam kawę, a następnie wstawiłam
wodę. Wyciągnęłam lody z zamrażalnika, pokroiłam je i nałożyłam na waflowe
miseczki. Znalazłam ciastka i przyozdobiłam nimi deser. Akurat woda się
zagotowała, więc zaparzyłam kawę. Ustawiłam wszystko na tacy i zaniosłam do
salonu. Usiadłam na kanapie, a Brandon
dołączył po chwili.
- Smacznego. - podałam mu miseczkę i zaczęliśmy jeść.
Cieszę się, że nie gniewa się na mnie o sytuację z Brenannem...
Brandon kochany nie gniewa się - i dobrze, bo nie ma o co. To wina tylko i wyłącznie Brenna. Szkoda tylko Lexa. Ale pewnie wróci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next :)