poniedziałek, 14 listopada 2016

Rozdział 25

*Savannah*

Dokończyłam posiłek i udałam się z Brennanem do jego pokoju.
- Co Ty sobie wyobrażasz!? Rozwalić jednocześnie dwa związki!? Nienawidzę Cię! Nienawidzę! - wydarłam się na chłopaka.
- Savi, to nie tak. - próbował mnie uspokoić. - Mój ojciec nie toleruje mojej orientacji. Musiałem udawać. - zaczął mi tłumaczyć.
- Tchórz z Ciebie! Gnojek! Nic nie warty p***ł! - rzucałam wyzwiskami.
- Jeśli nie chcesz mnie wysłuchać to wyjdź. - warknął.
- Bardzo chętnie. - opuściłam sypialnię Brena, trzaskając drzwiami.
- Sav? Co się stało? - Eian złapał mnie w ramiona.
- Mam dość. Alex się obraził i wyjechał, Brandon tak samo, a Brennan wszystko zepsuł i się posprzeczaliśmy... - zaczęłam szlochać.
- Będzie dobrze... Nie martw się Savi. - pogłaskał mnie po włosach. - Chodź ze mną. Zabiorę Cię do LA. Pogodzisz się z bratem. - chwycił mnie w pasie i ruszyliśmy.

Przyjechaliśmy na lotnisko i wykupiliśmy ostatnie dwa bilety na lot do LA. Udaliśmy się do poczekalni, czekać na odprawę. Zauważyłam po drugiej stronie chłopaka o długich ciemnych włosach. 'Mój brat...' pomyślałam.
- Brandon! - zawołałam, a on uniósł głowę. - Brandon! - krzyknęłam z radością i podbiegłam do niego. - Braciszku. Przepraszam. Ja nie wiedziałam, że on coś takiego zrobi. - przytuliłam głowę do jego kolan.
- Już okay, siostrzyczko. - pogłaskał mnie po głowie i schował nos w moje włosy. - Brakowało mi Ciebie, ślicznotko. - dodał, a ja cicho zachichotałam. - Alex tu był. Poleciał do siostry w Chicago. Odszedł z zespołu. - oznajmił.
- Co? - spytałam i spojrzałam bratu w oczy. - Aż tak się wściekł?
- Aż tak. - potwierdził. - Szkoda, bo był naprawdę niezły. - dodał po chwili. - I uwierz mi, że gdyby został, pozwoliłbym abyście byli razem. Flagstad to porządny facet, w sam raz dla Ciebie...
Słowa Brandona były naprawdę miłe. Żałuję, że nic przy śniadaniu nie zrobiłam, bo wiem, że cierpi jak ja... Pociesza mnie, a sam tego potrzebuje.
Wstałam z podłogi i usiadłam obok brata. Przytuliłam go mocno.
- Jeszcze wszystko się ułoży, a ja kogoś pokocham. - wyszeptałam mu w ramię.
- Zaraz nasz lot. - Eian podszedł do nas z bagażami i lekko uśmiechnął. - Chodźmy. Lepiej się nie spóźnić. - skierował do odpowiedniego wyjścia.
Popatrzyliśmy z Brandonem na siebie porozumiewawczo i ruszyliśmy za McNeelym.

Podróż minęła nam szybko. Odkluczyłam drzwi, pchnęłam je lekko i rzuciłam bagaże w przedpokoju.
- Dzięki za wszystko Eian. Jedź już odpocznij. Spotkamy się jutro. - powiedziałam i przytuliłam go.
- To ja Ci dziękuję. Ty i Brandon jesteście niesamowitymi muzykami. - uśmiechnął się i wsiadł z powrotem do taksówki.
- Ah ten Eian... - westchnęłam i weszłam do mieszkania. - Zaniesiesz mi bagaże do mojego pokoju? - spytałam brata.
- Jasne. A Ty przygotujesz posiłek?
- Oczywiście. Zjemy lody z ciastkami na deser i wypijemy kawę. - zaśmiałam się i udałam do kuchni.
Wyjęłam z szafki dwie filiżanki, wsypałam kawę, a następnie wstawiłam wodę. Wyciągnęłam lody z zamrażalnika, pokroiłam je i nałożyłam na waflowe miseczki. Znalazłam ciastka i przyozdobiłam nimi deser. Akurat woda się zagotowała, więc zaparzyłam kawę. Ustawiłam wszystko na tacy i zaniosłam do salonu. Usiadłam na kanapie,  a Brandon dołączył po chwili.
- Smacznego. - podałam mu miseczkę i zaczęliśmy jeść.
Cieszę się, że nie gniewa się na mnie o sytuację z Brenannem...

1 komentarz:

  1. Brandon kochany nie gniewa się - i dobrze, bo nie ma o co. To wina tylko i wyłącznie Brenna. Szkoda tylko Lexa. Ale pewnie wróci.
    Pozdrawiam i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń