poniedziałek, 26 września 2016

Rozdział 18

*Savannah*

Wesele Rylanda trwało w najlepsze. Goście jedli, pili, tańczyli i się cieszyli, ale mi nie było zbyt wesoło. Po pierwsze: to wesele mojego byłego. Po drugie: Alex całował się z inną. Czemu zawsze, gdy wszystko wydaje się idealnie, coś musi się stać?

Siedziałam obok perkusji Brennana i smutnym wzrokiem zerkałam na Flagstada, który co chwilę tańczył z tą dziewczyną w waniliowej sukience.
- Coś musi ich łączyć... - szepnęłam sama do siebie.
- I dlatego jesteś taka smutna? - usłyszałam głos Eiana za plecami.
- Yhy. - przytaknęłam. - Ale to nic. Alex to tylko kumpel. - dodałam i upiłam łyk soku ze szklanki stojącej na stoliku obok. Jako zespół mieliśmy chociaż to.

Przyjęcie weselne dobiegło końca. Wszyscy goście poszli, a my zostaliśmy jeszcze, aby zapakować instrumenty.
- Savannah, ja chciałbym Ci coś powiedzieć. - Alex podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.
- To, że się zakochałeś, a my powinniśmy zostać przyjaciółmi. - odparłam oschle.
Flagstad nic nie odpowiedział tylko kiwnął ręką do Eiana. Rozbrzmiała nasza ulubiona ballada.
- Można prosić do tańca? - spytał, wyciągając do mnie dłoń. Chwyciłam ją niechętnie i wyszliśmy na środek parkietu. - Cały wieczór na to czekałem... - szepnął mi zmysłowo do ucha, na co cicho zachichotałam. - Jesteś taka piękna Sav... Masz cudne czekoladowe oczka, słodki nosek, kuszące usta, miękkie włosy, kształtne biodra... Twój talent przebija wszystkich i wszystko... - mówił,  a ja się zawstydziłam. - Kocham Cię nad życie. Kocham Ciebie i tylko Ciebie. - wyznał i zbliżył się do mnie.
- Ja też Cię kocham Alex. - odpowiedziałam mu i złączyłam nasze usta w czułym pocałunku.
Flaggy przyciągnął mnie do siebie bardziej, przytulił mocniej i pocałował namiętniej.

Nigdy bym nie pomyślała, że po rozstaniu z Lynchem jeszcze kogoś pokocham. A jednak. Alex wiele zmienił w moim życiu i wiem, że jeszcze wiele zmieni.

Przyjechaliśmy do naszego domu całym zespołem. Eian położył się w pokoju gościnnym, Brandon zabrał Brennana do siebie, a Alex ułożył się w łóżku obok mnie. W samej halce przytuliłam się do jego torsu. Ucałował mnie w czoło i przymknął oczy.
- Kochanie, a może byśmy tak, no wiesz... - mruknęłam mu do ucha.
- Chętnie. - delikatnie przygryzł płatek mojego ucha.
Wskoczyłam na niego i zdjęłam mu koszulkę, którą ubrał do spania (to się nazywa zalety bycia w zespole ~ masz swoje rzeczy w domach kumpli). Składałam pocałunki na jego klacie, a on pieścił moje pośladki. Mruczałam mu do ucha jak mała kicia, a on śmiał się cicho. Pozbyliśmy się wszystkich rzeczy.
- Flaggy... Oh Flaggy... - wzdychałam, gdy całował mój biust.
Zaczęłam podniecająco dotykać ręką jego krocza. Długo nie wytrzymał i wsunął się we mnie.
- Alex! Oh tak kochanie! - krzyknęłam podekscytowana.
Lexiu jest taki kochany, czuły, delikatny... I tylko mój.

------------------------------------
Witajcie serdecznie!
Powyżej, w ostatnim fragmencie sex scenka tak 16+, a jeszcze wcześniej Alex romantyk. Cóż chcieć więcej...?
Od kolejnego rozdziału zacznie się dziać więcej - a co? Tego dowiecie się czytając co poniedziałki o 8:00 ten blog ;)
Pozdrowionka i do napisania <3

poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział 17

*Alex*

Po krótkiej ceremonii w kościele, poszliśmy całym zespołem złożyć życzenia młodej parze.
- Dużo miłości, szczęścia... - wymieniał przez chwilę Brandon. - Od całego The Heirs oczywiście. - dodał.
- Trzymaj ten wiecheć Ry. - Sav wepchnęła Lynchowi bukiet kwiatów do rąk.
- Yyy... Dzięki. - odpowiedział nieco pytająco.
- To my jedziemy już na salę przygotować się. - oznajmiłem i skierowałem się do auta, a reszta zespołu za mną.
Brennan wsiadł za kierownicę, włączył radio na full i ruszyliśmy. Savannah śpiewała całą drogę, Eian zatykał uszy, a Brandon trzymał dłoń Brena. Początkowo zastanawiałem się jak Benko tak dobrze kieruje jedną ręką, ale później zapomniałem o tym i dałem się ponieść imprezowemu szaleństwu.

Dojechaliśmy do restauracji. Jak na wykształconego faceta przystało, wysiałem z samochodu i podałem rękę Sav, która chwyciła ją delikatnie i nie puszczając weszła na salę.
- Pięknie tu... - zachwyciła się. - Ale ja na swój ślub nie chcę aż tyle dekoracji. - dodała i podeszła do instrumentów. Wzięła w dłoń swoje tamburynko i pomachała nim w moim kierunku. - Fajny instrument, co nie? - spytała.
- Najlepszy. Pasuje Ci. - uśmiechnąłem się do niej i zacząłem sprawdzać czy moja gitara jest odpowiednio nastrojona.
- A Tobie pasuje z gitarą. Jesteś z nią taki uroczy. - cmoknęła mnie w policzek. - I tak słodko wyglądasz jak się wstydzisz, Lexiu. - zaśmiała się cicho pod nosem i ucałowała mój drugi policzek.
- No dobra, gołąbki. Szykujemy się na występ. Przed nami długa noc... - Brandon odsunął nas od siebie i podniósł gitarę.
Chwilę później przyszła reszta gości, a po nich para młoda. Kelner rozdał gościom szampana i po odśpiewaniu 'Sto lat', wznieśliśmy toast. Później Ryland i Daisy rzucali kieliszkami, które na nieszczęście się nie zbiły, więc nie było co sprzątać. Savka chichotała pod nosem. No tak ~ to, co się stało, oznacza nieszczęście w małżeństwie...

Wesele trwało w najlepsze. Wszyscy dobrze się bawili do naszej muzyki, a panna młoda to już w szczególności. Na specjalną prośbę pana młodego, Eian włączył wolniejszy utwór. Chciałem poprosić Sav do tańca, gdy podeszła do mnie koleżanka Daisy, której nie wypadało odmówić. Miała długie kasztanowe włosy, głębokie błękitne oczy i podkreślone różowym błyszczykiem usta. Długa waniliowa sukienka na jednym ramiączku uroczo zsuwała się jej w tańcu. Była taka śliczna...
- Pamiętasz wesele naszego kumpla? Tańczyliśmy do tego utworu... Tacy szczęśliwi... - zaczęła.
W tym momencie wszystko sobie zacząłem przypominać... Te oczy, włosy i usta...
- Crystal? - spytałem z niedowierzaniem. Nie pomyślałbym, że moja była dziewczyna jest znajomą Guttridge.
- Tak. A co? Zaskoczony? - zarzuciła mi ręce na szyję.
- No troszkę... - odparłem zgodnie z prawdą.
- Dużo się zmieniło... Ale chyba nadal mnie kochasz? - spojrzała mi w oczy.
- Mówiłem Ci już, że uczucie wygasło...
- Lexiu, zawsze można rozpalić je na nowo... - delikatnie musnęła moje usta.
Zobaczyłem smutną minę Savki. Starła palcem pojedynczą łzę spod oka i wyszła.
Kurde, czemu zawsze muszę wszystko zj***ć?

poniedziałek, 12 września 2016

Rozdział 16

*Brennan*

Brandon kazał mi i Eianowi pojechać do kwiaciarni po jakieś wiechcie. Oczywiście jak to w mieście były korki. Staliśmy w centrum przez jakieś pół godziny!
- Zaraz się spóźnimy... Brandon będzie zły... - panikował McNeely.
- Spokojnie. Wszystko zdążymy. Jest dopiero po ósmej. - odezwałem się. - A z resztą... Lubisz śluby? Bo ja nie... To wszystkie jest takie sztuczne... Dlatego ja wymyśliłem plan na swój ślub zupełnie inaczej...
- No nie lubię... A jaki to plan?
- Wiesz, najpierw skromna ceremonia w kapliczce dla najbliższych, a później bal do rana w ogrodzie... Coś oryginalnego. - nie wdawałem się w szczegóły, bo korek powoli zaczął się zmniejszać i ruszyliśmy do przodu.
- Ciekawe podejście. Ja jeszcze nad tym nie myślałem. Tak, możesz się śmiać, ale jeszcze nad tym nie myślałem, a mam ponad dwadzieścia lat...
- Nikt się nie będzie śmiał... Co powiesz o Alexie? Jest niewiele od Ciebie starszy...
- Ale on... No wiesz, ma powodzenie u dziewczyn. A ja? Oczerniony przez brata ćpun.
- Co? - gwałtownie zahamowałem, bo jakiś wariat wyjechał z uliczki. - Jak jeździsz kretynie!? - wydarłem się na tamtego gościa. - Co? - znów zwróciłem się do Eiana.
- Nie wydasz mnie? - spojrzał na mnie z przejęciem.
- Oczywiście, że nie. Jesteśmy kumplami. - pokrzepiająco się uśmiechnąłem.
- Od czasu studiów mam problemy z narkotykami. Nie umiem przestać... Jesteś pierwszą osobą w zespole, która wie. Nie chciałem by Brandon wiedział, bo zależy mi ma tej pracy... - posmutniał.
- Nie dowie się. Obiecuję. - uścisnąłem z nim mały palec na znak obietnicy i ruszyłem dalej.
Do kwiaciarni dotarliśmy po około godzinie od wyjazdu spod domu Hudsonów. Weszliśmy do środka.
- Przyszliśmy po odbiór kwiatów na nazwisko Hudson.  - odezwałem się.
- Opłacone z góry. - dodał Eian.
- Dobrze... - kwiaciarka zerknęła w swój notes i poszła na zaplecze po wielki bukiet kwiatów. Kupowaliśmy jeden od całego zespołu, bo po co wydawać ponad cztery razy tyle, jak i tak postoją z tydzień góra. - Proszę. - ostrożnie podała mi zawinięte w papier kwiaty.
- Dziękujemy. Do widzenia. - oznajmił za nas obu McNeely i wypchnął mnie za drzwi.
Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną. I znów utknęliśmy w korku.

-Brennan! Pośpiesz się! Zaraz wychodzimy! - wołał Brandon, gdy szykowałem się na ślub, a było już po obiedzie.
- Już, już! Tylko poprawię fryzurę! - odpowiedziałem i przeczesałem włosy ręką. Zostawiłem niepotrzebne rzeczy w pokoju ukochanego i zszedłem po schodach.
- No to idziemy. - Hudson przepuścił mnie w drzwiach, które po swoim wyjściu dokładnie zamknął.
Wsiedliśmy do auta chłopaka, oczywiście ja za kółkiem i pojechaliśmy do kościoła na ceremonię.
- Serio muszę tam być? - spytała po drodze Savannah.
- Musisz. Ryland jest bratem Rossa, a Ross to nasz dobry kumpel, jak i Ry kiedyś. - brat szybko jej to wyjaśnił.
Wykłócali się jeszcze tylko chwilę, gdyż dojechaliśmy już na miejsce. Wysiadłem z samochodu z gracją, otworzyłem drzwi Brandonowi i podałem mu rękę. Ścisnął ją lekko i razem skierowaliśmy się do kościoła.
- Pomyśl tylko... Kiedyś my będziemy tu jako para młoda... Tacy szczęśliwi... - rozmarzyłem się.
- Masz rację, skarbie. Kiedyś... Na razie jesteśmy młodzi. Mamy jeszcze czas. - cmoknął mnie w policzek.
- Kocham Cię. - szepnąłem.
- Ja Ciebie też. - złączył nasze usta w czułym pocałunku.
- Gołąbki nasze, idziemy już. - rzucił ze śmiechem Alex i łapiąc Sav w talii, ruszył do środka.
Usiedliśmy mniej więcej w połowie, z prawej strony, by mieć dobry widok na parę młodą. Goście zaczęli zajmować pozostałe miejsca, a Ryland stanął przy ołtarzu.
Po kilku minutach w drzwiach ujrzeliśmy Daisy. Miała długą białą suknię, welon do pasa i wielki bukiet róż. Wynajęty fotograf robił masę zdjęć, a kamerzysta nagrywał całą uroczystość.
Gdy nadszedł czas przysięgi, Savannah złapała Alexa za rękę i ze złością patrzyła jak jej były chłopak bierze ślub z inną. Zauważyłem na jej policzkach kilka łez. Może pod maską złości, którą na dziś przybrała tak naprawę kryje się smutek?

poniedziałek, 5 września 2016

Rozdział 15

*Savannah*

Następnego dnia Brandon wparował do mojego pokoju z samego rana.
- Wstawaj Savka! Już siódma. Czas się szykować. Dziś gramy na weselu,  więc chłopacy zaraz będą, a chyba nie chcesz by Flaggy Cię widział w takim stanie... - zawołał, stojąc w drzwiach.
- No już, już... - mruknęłam niezadowolona i zrzuciłam z siebie kołdrę.
Postawiłam nogi na posadzkę, od której bił chłód. Wzdrygnęłam się i szybciutko wciągnęłam miękkie kapcie. Chwyciłam szlafrok z krzesła i narzuciłam go na ramiona.

Od kiedy tylko rozpoczęłam naukę w szkole, Brandon codziennie rano przychodził i mnie budził. To miłe z jego strony, że tak o mnie dba. Zawsze pilnował bym bezpiecznie dotarła do szkoły i z powrotem. Zawsze szykował dla mnie śniadanka. Zawsze był obok, gdy go potrzebowałam. Zawsze.

Gdy Brandon opuścił mój pokój, wyciągnęłam z szafy nową szafirową sukienkę na cienkich koronkowych ramiączkach. W sumie cała góra była obszyta koronką, a dół lekko rozkloszowany i tiulowy. Wyjęłam też buty na wysokim obcasie, również szafirowe. Później przygotowałam też biżuterię ~ złotą z szafirami. Udałam się do łazienki wziąć relaksującą kąpiel w lawendowym płynie. Ah, jak miło... Następnie ubrałam zwykłe dżinsy i T-shirt i wyszłam na śniadanie. W kuchni zastałam Alexa.
- O, cześć. - rzucił, gdy mnie ujrzał. - Chcesz bułkę? - zapytał.
- Pewnie. - dosiadłam się.
- Brandon chce pojechać szybciej ustawić sprzęt, więc jestem... - opowiadał. - ...Prosił bym Ci pomógł się wyszykować, bo podobno dużo czasu Ci to zajmuje... - podsunął mi bułeczkę.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się i ugryzłam pieczywo. - Wiesz, sama dam sobie radę, ale jeśli chcesz... Możesz mi pomóc. Przyda się ktoś do zapięcia sukienki...
- Ja bym tam wolał ją rozpiąć... - szepnął, ale i tak go usłyszałam.
- Coś mówiłeś? - spojrzałam na niego.
- Nie, nic. - był nieco zakłopotany. - Jedz, jedz... - dodał i wstał od stołu. - Pozmywam naczynia. - podwinął rękawy od koszulki i zaczął zmywać.
On ewidentnie coś do mnie czuje, ale raczej prędko się nie przyzna...

Po śniadaniu poszłam umyć i ułożyć włosy. Alex mi pomagał, gdyż przy takiej długości ciężko je umyć w umywalce. Flagstad delikatnie namoczył moje włosy i wmasował szampon, który później dokładnie spłukał. Ostrożnie osuszył je ręcznikiem i rozczesał grzebieniem.
- I już. - oznajmił i uśmiechnął się do mnie.
- To teraz twoja kolej. - zaśmiałam się i złapałam go za szyję.
Umyłam mu jego urocze loczki, a następnie postanowiłam ułożyć na suszarkę. Gdy skończyłam fryzurę, chciałam wyłączyć urządzenie, ale w tym momencie z kabla sypnęły się iskry. Rzuciłam suszarką w Flaggy'ego, który upuścił ją na podłogę.
- Nic Ci nie jest? - spytał z troską.
- Yh, chyba tak. - odparłam. - Tylko troszkę boli. - pokazałam mu lekko przypalony fragment skóry.
- Daj rękę. - chwycił moją dłoń i włożył pod malutki strumień zimnej wody.
Po chwili ze skóry zniknął czarny ślad, ale blizna pewnie zostanie. Alex pokremował moją dłoń, a następnie zajął się urządzeniem.
- Macie jeszcze jedną suszarkę? - spytał i odłożył popsuty sprzęt na bok.
- Mam. W swoim pokoju. Ale boję się jej użyć... - odpowiedziałam.
- A ja mogę? Znam się trochę, więc mogę wysuszyć twoje śliczne włosy i jakoś je uczesać... - próbował mnie przekonać.
- Zgoda. Chodź ze mną. - złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
Jak dobrze, że na świecie istnieją tacy ludzie jak Lexiu...

--------------------------------------
Historia z suszarką oparta na prawdziwych wydarzeniach. Nie próbować w domu!