*Savannah*
Następnego dnia Brandon wparował do mojego pokoju z samego rana.
- Wstawaj Savka! Już siódma. Czas się szykować. Dziś gramy na
weselu, więc chłopacy zaraz będą, a
chyba nie chcesz by Flaggy Cię widział w takim stanie... - zawołał, stojąc w
drzwiach.
- No już, już... - mruknęłam niezadowolona i zrzuciłam z siebie
kołdrę.
Postawiłam nogi na posadzkę, od której bił chłód. Wzdrygnęłam się i
szybciutko wciągnęłam miękkie kapcie. Chwyciłam szlafrok z krzesła i narzuciłam
go na ramiona.
Od kiedy tylko rozpoczęłam naukę w szkole, Brandon codziennie rano
przychodził i mnie budził. To miłe z jego strony, że tak o mnie dba. Zawsze
pilnował bym bezpiecznie dotarła do szkoły i z powrotem. Zawsze szykował dla
mnie śniadanka. Zawsze był obok, gdy go potrzebowałam. Zawsze.
Gdy Brandon opuścił mój pokój, wyciągnęłam z szafy nową szafirową
sukienkę na cienkich koronkowych ramiączkach. W sumie cała góra była obszyta
koronką, a dół lekko rozkloszowany i tiulowy. Wyjęłam też buty na wysokim
obcasie, również szafirowe. Później przygotowałam też biżuterię ~ złotą z
szafirami. Udałam się do łazienki wziąć relaksującą kąpiel w lawendowym płynie.
Ah, jak miło... Następnie ubrałam zwykłe dżinsy i T-shirt i wyszłam na
śniadanie. W kuchni zastałam Alexa.
- O, cześć. - rzucił, gdy mnie ujrzał. - Chcesz bułkę? - zapytał.
- Pewnie. - dosiadłam się.
- Brandon chce pojechać szybciej ustawić sprzęt, więc jestem... -
opowiadał. - ...Prosił bym Ci pomógł się wyszykować, bo podobno dużo czasu Ci
to zajmuje... - podsunął mi bułeczkę.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się i ugryzłam pieczywo. - Wiesz, sama dam
sobie radę, ale jeśli chcesz... Możesz mi pomóc. Przyda się ktoś do zapięcia
sukienki...
- Ja bym tam wolał ją rozpiąć... - szepnął, ale i tak go usłyszałam.
- Coś mówiłeś? - spojrzałam na niego.
- Nie, nic. - był nieco zakłopotany. - Jedz, jedz... - dodał i wstał
od stołu. - Pozmywam naczynia. - podwinął rękawy od koszulki i zaczął zmywać.
On ewidentnie coś do mnie czuje, ale raczej prędko się nie przyzna...
Po śniadaniu poszłam umyć i ułożyć włosy. Alex mi pomagał, gdyż przy
takiej długości ciężko je umyć w umywalce. Flagstad delikatnie namoczył moje
włosy i wmasował szampon, który później dokładnie spłukał. Ostrożnie osuszył je
ręcznikiem i rozczesał grzebieniem.
- I już. - oznajmił i uśmiechnął się do mnie.
- To teraz twoja kolej. - zaśmiałam się i złapałam go za szyję.
Umyłam mu jego urocze loczki, a następnie postanowiłam ułożyć na
suszarkę. Gdy skończyłam fryzurę, chciałam wyłączyć urządzenie, ale w tym
momencie z kabla sypnęły się iskry. Rzuciłam suszarką w Flaggy'ego, który
upuścił ją na podłogę.
- Nic Ci nie jest? - spytał z troską.
- Yh, chyba tak. - odparłam. - Tylko troszkę boli. - pokazałam mu
lekko przypalony fragment skóry.
- Daj rękę. - chwycił moją dłoń i włożył pod malutki strumień zimnej
wody.
Po chwili ze skóry zniknął czarny ślad, ale blizna pewnie zostanie.
Alex pokremował moją dłoń, a następnie zajął się urządzeniem.
- Macie jeszcze jedną suszarkę? - spytał i odłożył popsuty sprzęt na
bok.
- Mam. W swoim pokoju. Ale boję się jej użyć... - odpowiedziałam.
- A ja mogę? Znam się trochę, więc mogę wysuszyć twoje śliczne włosy i
jakoś je uczesać... - próbował mnie przekonać.
- Zgoda. Chodź ze mną. - złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
Jak dobrze, że na świecie istnieją tacy ludzie jak Lexiu...
--------------------------------------
Historia z suszarką oparta na prawdziwych wydarzeniach. Nie próbować w domu!
Jak dobrze, że istnieją tacy ludzie jak Lexiu!!! ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Lexiu loczek wesoły nie chodzi razem ze mną do pracy :D
Pozdrowienia z pod drukarki!
Za chwilę spotkanie z gilotyną...
Czekam na next.