poniedziałek, 12 września 2016

Rozdział 16

*Brennan*

Brandon kazał mi i Eianowi pojechać do kwiaciarni po jakieś wiechcie. Oczywiście jak to w mieście były korki. Staliśmy w centrum przez jakieś pół godziny!
- Zaraz się spóźnimy... Brandon będzie zły... - panikował McNeely.
- Spokojnie. Wszystko zdążymy. Jest dopiero po ósmej. - odezwałem się. - A z resztą... Lubisz śluby? Bo ja nie... To wszystkie jest takie sztuczne... Dlatego ja wymyśliłem plan na swój ślub zupełnie inaczej...
- No nie lubię... A jaki to plan?
- Wiesz, najpierw skromna ceremonia w kapliczce dla najbliższych, a później bal do rana w ogrodzie... Coś oryginalnego. - nie wdawałem się w szczegóły, bo korek powoli zaczął się zmniejszać i ruszyliśmy do przodu.
- Ciekawe podejście. Ja jeszcze nad tym nie myślałem. Tak, możesz się śmiać, ale jeszcze nad tym nie myślałem, a mam ponad dwadzieścia lat...
- Nikt się nie będzie śmiał... Co powiesz o Alexie? Jest niewiele od Ciebie starszy...
- Ale on... No wiesz, ma powodzenie u dziewczyn. A ja? Oczerniony przez brata ćpun.
- Co? - gwałtownie zahamowałem, bo jakiś wariat wyjechał z uliczki. - Jak jeździsz kretynie!? - wydarłem się na tamtego gościa. - Co? - znów zwróciłem się do Eiana.
- Nie wydasz mnie? - spojrzał na mnie z przejęciem.
- Oczywiście, że nie. Jesteśmy kumplami. - pokrzepiająco się uśmiechnąłem.
- Od czasu studiów mam problemy z narkotykami. Nie umiem przestać... Jesteś pierwszą osobą w zespole, która wie. Nie chciałem by Brandon wiedział, bo zależy mi ma tej pracy... - posmutniał.
- Nie dowie się. Obiecuję. - uścisnąłem z nim mały palec na znak obietnicy i ruszyłem dalej.
Do kwiaciarni dotarliśmy po około godzinie od wyjazdu spod domu Hudsonów. Weszliśmy do środka.
- Przyszliśmy po odbiór kwiatów na nazwisko Hudson.  - odezwałem się.
- Opłacone z góry. - dodał Eian.
- Dobrze... - kwiaciarka zerknęła w swój notes i poszła na zaplecze po wielki bukiet kwiatów. Kupowaliśmy jeden od całego zespołu, bo po co wydawać ponad cztery razy tyle, jak i tak postoją z tydzień góra. - Proszę. - ostrożnie podała mi zawinięte w papier kwiaty.
- Dziękujemy. Do widzenia. - oznajmił za nas obu McNeely i wypchnął mnie za drzwi.
Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną. I znów utknęliśmy w korku.

-Brennan! Pośpiesz się! Zaraz wychodzimy! - wołał Brandon, gdy szykowałem się na ślub, a było już po obiedzie.
- Już, już! Tylko poprawię fryzurę! - odpowiedziałem i przeczesałem włosy ręką. Zostawiłem niepotrzebne rzeczy w pokoju ukochanego i zszedłem po schodach.
- No to idziemy. - Hudson przepuścił mnie w drzwiach, które po swoim wyjściu dokładnie zamknął.
Wsiedliśmy do auta chłopaka, oczywiście ja za kółkiem i pojechaliśmy do kościoła na ceremonię.
- Serio muszę tam być? - spytała po drodze Savannah.
- Musisz. Ryland jest bratem Rossa, a Ross to nasz dobry kumpel, jak i Ry kiedyś. - brat szybko jej to wyjaśnił.
Wykłócali się jeszcze tylko chwilę, gdyż dojechaliśmy już na miejsce. Wysiadłem z samochodu z gracją, otworzyłem drzwi Brandonowi i podałem mu rękę. Ścisnął ją lekko i razem skierowaliśmy się do kościoła.
- Pomyśl tylko... Kiedyś my będziemy tu jako para młoda... Tacy szczęśliwi... - rozmarzyłem się.
- Masz rację, skarbie. Kiedyś... Na razie jesteśmy młodzi. Mamy jeszcze czas. - cmoknął mnie w policzek.
- Kocham Cię. - szepnąłem.
- Ja Ciebie też. - złączył nasze usta w czułym pocałunku.
- Gołąbki nasze, idziemy już. - rzucił ze śmiechem Alex i łapiąc Sav w talii, ruszył do środka.
Usiedliśmy mniej więcej w połowie, z prawej strony, by mieć dobry widok na parę młodą. Goście zaczęli zajmować pozostałe miejsca, a Ryland stanął przy ołtarzu.
Po kilku minutach w drzwiach ujrzeliśmy Daisy. Miała długą białą suknię, welon do pasa i wielki bukiet róż. Wynajęty fotograf robił masę zdjęć, a kamerzysta nagrywał całą uroczystość.
Gdy nadszedł czas przysięgi, Savannah złapała Alexa za rękę i ze złością patrzyła jak jej były chłopak bierze ślub z inną. Zauważyłem na jej policzkach kilka łez. Może pod maską złości, którą na dziś przybrała tak naprawę kryje się smutek?

1 komentarz:

  1. Brennan w tej historii jest niesamowicie czuły, spostrzegawczy i przyjazny.
    Idelany przyjaciel :)
    No to już wiemy co nie co o McNelly'm... Ale on też zasługuje na szczęście więc...
    Czekam na next i oczywiście pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń