*Alex*
Po krótkiej ceremonii w kościele, poszliśmy całym zespołem złożyć
życzenia młodej parze.
- Dużo miłości, szczęścia... - wymieniał przez chwilę Brandon. - Od
całego The Heirs oczywiście. - dodał.
- Trzymaj ten wiecheć Ry. - Sav wepchnęła Lynchowi bukiet kwiatów do
rąk.
- Yyy... Dzięki. - odpowiedział nieco pytająco.
- To my jedziemy już na salę przygotować się. - oznajmiłem i
skierowałem się do auta, a reszta zespołu za mną.
Brennan wsiadł za kierownicę, włączył radio na full i ruszyliśmy.
Savannah śpiewała całą drogę, Eian zatykał uszy, a Brandon trzymał dłoń Brena.
Początkowo zastanawiałem się jak Benko tak dobrze kieruje jedną ręką, ale
później zapomniałem o tym i dałem się ponieść imprezowemu szaleństwu.
Dojechaliśmy do restauracji. Jak na wykształconego faceta przystało,
wysiałem z samochodu i podałem rękę Sav, która chwyciła ją delikatnie i nie
puszczając weszła na salę.
- Pięknie tu... - zachwyciła się. - Ale ja na swój ślub nie chcę aż
tyle dekoracji. - dodała i podeszła do instrumentów. Wzięła w dłoń swoje
tamburynko i pomachała nim w moim kierunku. - Fajny instrument, co nie? -
spytała.
- Najlepszy. Pasuje Ci. - uśmiechnąłem się do niej i zacząłem
sprawdzać czy moja gitara jest odpowiednio nastrojona.
- A Tobie pasuje z gitarą. Jesteś z nią taki uroczy. - cmoknęła mnie w
policzek. - I tak słodko wyglądasz jak się wstydzisz, Lexiu. - zaśmiała się
cicho pod nosem i ucałowała mój drugi policzek.
- No dobra, gołąbki. Szykujemy się na występ. Przed nami długa noc...
- Brandon odsunął nas od siebie i podniósł gitarę.
Chwilę później przyszła reszta gości, a po nich para młoda. Kelner
rozdał gościom szampana i po odśpiewaniu 'Sto lat', wznieśliśmy toast.
Później Ryland i Daisy rzucali kieliszkami, które na nieszczęście się nie
zbiły, więc nie było co sprzątać. Savka chichotała pod nosem. No tak ~ to, co
się stało, oznacza nieszczęście w małżeństwie...
Wesele trwało w najlepsze. Wszyscy dobrze się bawili do naszej muzyki,
a panna młoda to już w szczególności. Na specjalną prośbę pana młodego, Eian
włączył wolniejszy utwór. Chciałem poprosić Sav do tańca, gdy podeszła do mnie
koleżanka Daisy, której nie wypadało odmówić. Miała długie kasztanowe włosy,
głębokie błękitne oczy i podkreślone różowym błyszczykiem usta. Długa waniliowa
sukienka na jednym ramiączku uroczo zsuwała się jej w tańcu. Była taka
śliczna...
- Pamiętasz wesele naszego kumpla? Tańczyliśmy do tego utworu... Tacy
szczęśliwi... - zaczęła.
W tym momencie wszystko sobie zacząłem przypominać... Te oczy, włosy i
usta...
- Crystal? - spytałem z niedowierzaniem. Nie pomyślałbym, że moja była
dziewczyna jest znajomą Guttridge.
- Tak. A co? Zaskoczony? - zarzuciła mi ręce na szyję.
- No troszkę... - odparłem zgodnie z prawdą.
- Dużo się zmieniło... Ale chyba nadal mnie kochasz? - spojrzała mi w
oczy.
- Mówiłem Ci już, że uczucie wygasło...
- Lexiu, zawsze można rozpalić je na nowo... - delikatnie musnęła moje
usta.
Zobaczyłem smutną minę Savki. Starła palcem pojedynczą łzę spod oka i
wyszła.
Kurde, czemu zawsze muszę wszystko zj***ć?
Savcia czuje się pewnie podwójnie zraniona - najpierw Ry i Daisy, a teraz Lex i Crystal.
OdpowiedzUsuńSavy, umów się z McNeely'm! On chyba nie ma nikogo... :)
I ten hitowy tekst "Trzymaj ten wiecheć Ry" ;)
Pozdrawiam i czekam na next.