poniedziałek, 7 listopada 2016

Rozdział 24

Jeden z naszych ulubionych, co nie Rikeroholic?
Dziś specjalna dedykacja dla Ciebie <3

*Brandon*

Rankiem spotkaliśmy się przy śniadaniu. Pani Benko z uśmiechem na ustach podała posiłek do stołu.
- Co u Ciebie synku? - spytała Brena.
- Jakoś idzie. Tyler trochę narzeka, że ciągle mnie w domu nie ma... Ale jest okay. Po za tym zakochałem się na zabój... - odparł.
- Brennan Benko! No proszę! Jaki odważny! Przyszedł tutaj! Przyszedł po tym wszystkim! - pan Benko wszedł właśnie do kuchni. - I jeszcze się zakochał! - dodał ze śmiechem i dosiadł się do stołu. - Mów szybciutko w kim się tak zakochałeś...
- To śliczna i urocza dziewczyna... - zaczął, a ja spojrzałem się na niego zdziwiony. Czy ja wyglądam jak dziewczyna? - Długo się szykowałem, by to wyznać, ale Savannah jest moją ukochaną. - oznajmił i chwycił pod stołem moją siostrę za rękę, by po chwili podnieść ją do góry i pokazać ojcu. - Bardzo się kochamy. To chyba związek już na zawsze. - pocałował Sav w usta.
Alex zakrztusił się przeżuwanym kawałkiem bułki.
- Przepraszamy na chwilę. - Eian chwycił go za rękę i wyprowadził.
Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach, więc również przeprosiłem i opuściłem jadalnię. Zamknąłem się w przydzielonym mi pokoju i wyciągnąłem na środek walizkę. Wrzuciłem do niej wszystkie swoje rzeczy i opuściłem willę rodziny Benko. Skierowałem się na lotnisko, gdzie zakupiłem bilet na pierwszy lot do Los Angeles. Usiadłem w poczekalni i czekałem na odprawę.
- Brandon. Dobrze, że Cię spotkałem. - Alex usiadł obok mnie.
- Alex... Przykro mi. To musi być trudne... Bardzo kochasz moją siostrę, co? - spojrzałem mu w oczy.
- Nawet nie wiesz jak. - odparł smutno i dotknął srebrnej obrączki na palcu.
- Teraz zrozumiałem, więc wiem. Sorry, że Was rozdzieliłem. Może to wszystko potoczyło by się inaczej... - westchnąłem.
- Może... Ale teraz to nieistotne... Jadę na trochę do siostry do Chicago. Dziękuję Ci za niesamowitą współpracę. - przytulił mnie.
- Odchodzisz od zespołu? - spytałem.
- Muszę. Nie umiem tak. Brennan okazał się taką świnią... I jeszcze Ciebie tak zranił... - ledwo powstrzymywał łzy zbierające się w jego czekoladowych oczach.
Szkoda mi jego. Szkoda mi mnie. Tam przy śniadaniu czułem się jak debil. I Alex pewnie też.
- Pasażerowie lotu numer trzysta osiem do Chicago proszeni są do kierowania się do wyjścia numer trzy. - usłyszeliśmy z głośników.
Flagstad uściskał mnie jeszcze raz i odszedł. Straciłem gitarzystę i przyjaciela...

--------------------------------
Witajcie!
Mam dziś trochę do powiedzenia...
W zeszłym miesiącu, na zajęciach w szkole, otrzymałam zadanie napisać dialog o kłótni - oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła z tego Fan Fick'a. Fragment tego rozdziału i kawałek z kolejnego = właśnie ten dialog. Muszę wyznać, że strasznie spodobał się mojej polonistce o czym wspomniałam Brandonowi (tak, temu, który jest jednym z bohaterów) i też chciał przeczytać. No i się zaczęło. Przetłumaczyłam to -> chciał przeczytać więcej -> zaczęłam tłumaczyć cały ten blog dla niego (w nieco zmienionej wersji). Polonistka poprosiła mnie potem o cały ten FF, więc wysłałam jej w skróconej wersji, a później chciała dowiedzieć się czegoś o zespole. Chyba mamy kolejną Heirsess ;) W życiu jeszcze nie byłam taka szczęśliwa jak teraz.
Miłego dnia :*
Nowy rozdział już za tydzień.

1 komentarz:

  1. Ten blog po angielsku brzmi dobrze :)
    A nawet niektóre fragmenty podobają mi się bardziej - jak np. "Welcome! Welcome! Brennan Benko! Came here! Came here after that all!!!" :)
    To było niesamowite.
    Pozdrów ode mnie Brandona jak będziesz z nim pisać następnym razem :*
    Pozdrawiam i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń