poniedziałek, 17 października 2016

Rozdział 21

*Alex*

Następnego dnia pojechaliśmy dalej, do kolejnego amerykańskiego miasta zwanego Chicago.  Tego wieczora zaraz po koncercie zamknąłem się w swoim hotelowym pokoju. Położyłem się na łóżku i ukryłem twarz w poduszkach. Trzymałem się z daleka od ukochanej. Robiłem to tylko i wyłącznie dla dobra zespołu, a przede wszystkim jej.

Rankiem przyszedł do mnie Brandon.
- Wstawaj Alex. Mamy dziś wywiad. Chyba nie chcesz się spóźnić... - wołał z progu.
- Idźcie beze mnie. Nie czuję się najlepiej. - mruknąłem i zarzuciłem kołdrę na głowę.
Chciałem zniknąć raz na zawsze. Wmawiałem sobie, że nic mi nie jest... A teraz? Nawrót depresji. W jeden dzień znienawidziłem siebie.

Wieczorem przyszła do mnie Savannah.
- Cześć. - rzuciła nieśmiało. - Nawet nie wiesz jak nudno było na wywiadzie bez Ciebie. - usiadła na moim łóżku i pogłaskała moje włosy. - Kocham Cię. - nachyliła się nade mną i czule pocałowała w usta.
- Też Cię kocham. - odpowiedziałem jej, ale nic więcej nie zrobiłem. Źle się czułem z tym zakazem, ale musiałem go przestrzegać jeśli chciałem pozostać w The Heirs.
- A może wzięlibyśmy potajemny ślub? - zapytała.
W normalnej sytuacji powiedziałbym 'Okay. A kiedy im powiemy?', ale teraz? Kiedy atmosfera jest taka napięta...
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - odezwałem się po chwili. - Ale się zgadzam. - przyciągnąłem ją do siebie.
- W takim razie spotkajmy się za kwadrans przed hotelem. Mam tu znajomego księdza, udzieli nam ślubu w kaplicy.
- Okay. - posłałem jej szczery uśmiech, pierwszy uśmiech w dniu dzisiejszym.
Wyszła, a ja zacząłem się przebierać. W końcu w dresach do ślubu nie wypada.

Spotkaliśmy się przed hotelem. Savcia chwyciła mnie za dłoń i zaczęła prowadzić mnie w dobrze mi znanym kierunku. W kierunku kaplicy, w której miałem swój chrzest. Po kilku minutach  byliśmy na miejscu. Hudson przeprowadziła z kapłanem krótką rozmowę.
- Czekamy tylko na Rydel i Courtney. - oznajmiła. - Poprosiłam je o tę drobną przysługę dziś rano. - dodała z uśmiechem.
- Super. A obrączki?
- Mam srebrne. Przynajmniej nikt się nie domyśli.
To było naprawdę sprytne. Cieszę się, że taka istota jak Sav Hudson będzie moją żoną.

Gdy w kaplicy zjawiły się dziewczyny, ceremonia się rozpoczęła. Była ona krótsza niż tradycyjnie. Przysięgliśmy sobie z Savcią miłość, wierność i uczciwość, a następnie udaliśmy się ze świadkowymi na imprezę do R5. Akurat wracali z koncertu swoich idoli.
- Savannah? - Ross był zaskoczony jej obecnością.
- Tak. Tylko proszę, nie mów nic Brandonowi. On nie wie, że jestem z Alexem. - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. - W związku. - dodała, widząc lekką dezorientację Lyncha.
- Okay. - zgodził się. - Chodźcie za mną, noc jeszcze młoda. - ruszył przodem, a my za nim.

Pobalowaliśmy do trzeciej i wróciliśmy do hotelu. Savka, już mniej przerażona, zabrała mnie do swojego pokoju. Tam spełniliśmy małżeńską powinność.

1 komentarz:

  1. Słodki Lexik :)
    "Spełniliśmy małżeńską powinność" - niech przyzna, że tylko na to czekał ;) Z resztą - co go winić z tak piękną żoną ;)
    Pozdrawiam i czekam na next.
    Mam tylko nadzieję, że o stałej porze, bo dziś czekałam od rana, a tu nic...

    OdpowiedzUsuń