*Alex*
Następnego dnia pojechaliśmy dalej, do kolejnego amerykańskiego miasta
zwanego Chicago. Tego wieczora zaraz po
koncercie zamknąłem się w swoim hotelowym pokoju. Położyłem się na łóżku i
ukryłem twarz w poduszkach. Trzymałem się z daleka od ukochanej. Robiłem to
tylko i wyłącznie dla dobra zespołu, a przede wszystkim jej.
Rankiem przyszedł do mnie Brandon.
- Wstawaj Alex. Mamy dziś wywiad. Chyba nie chcesz się spóźnić... -
wołał z progu.
- Idźcie beze mnie. Nie czuję się najlepiej. - mruknąłem i zarzuciłem
kołdrę na głowę.
Chciałem zniknąć raz na zawsze. Wmawiałem sobie, że nic mi nie jest...
A teraz? Nawrót depresji. W jeden dzień znienawidziłem siebie.
Wieczorem przyszła do mnie Savannah.
- Cześć. - rzuciła nieśmiało. - Nawet nie wiesz jak nudno było na
wywiadzie bez Ciebie. - usiadła na moim łóżku i pogłaskała moje włosy. - Kocham
Cię. - nachyliła się nade mną i czule pocałowała w usta.
- Też Cię kocham. - odpowiedziałem jej, ale nic więcej nie zrobiłem.
Źle się czułem z tym zakazem, ale musiałem go przestrzegać jeśli chciałem
pozostać w The Heirs.
- A może wzięlibyśmy potajemny ślub? - zapytała.
W normalnej sytuacji powiedziałbym 'Okay. A kiedy im powiemy?',
ale teraz? Kiedy atmosfera jest taka napięta...
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - odezwałem się po chwili. - Ale się
zgadzam. - przyciągnąłem ją do siebie.
- W takim razie spotkajmy się za kwadrans przed hotelem. Mam tu
znajomego księdza, udzieli nam ślubu w kaplicy.
- Okay. - posłałem jej szczery uśmiech, pierwszy uśmiech w dniu
dzisiejszym.
Wyszła, a ja zacząłem się przebierać. W końcu w dresach do ślubu nie
wypada.
Spotkaliśmy się przed hotelem. Savcia chwyciła mnie za dłoń i zaczęła
prowadzić mnie w dobrze mi znanym kierunku. W kierunku kaplicy, w której miałem
swój chrzest. Po kilku minutach byliśmy
na miejscu. Hudson przeprowadziła z kapłanem krótką rozmowę.
- Czekamy tylko na Rydel i Courtney. - oznajmiła. - Poprosiłam je o tę
drobną przysługę dziś rano. - dodała z uśmiechem.
- Super. A obrączki?
- Mam srebrne. Przynajmniej nikt się nie domyśli.
To było naprawdę sprytne. Cieszę się, że taka istota jak Sav Hudson
będzie moją żoną.
Gdy w kaplicy zjawiły się dziewczyny, ceremonia się rozpoczęła. Była
ona krótsza niż tradycyjnie. Przysięgliśmy sobie z Savcią miłość, wierność i
uczciwość, a następnie udaliśmy się ze świadkowymi na imprezę do R5. Akurat
wracali z koncertu swoich idoli.
- Savannah? - Ross był zaskoczony jej obecnością.
- Tak. Tylko proszę, nie mów nic Brandonowi. On nie wie, że jestem z
Alexem. - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. - W związku. - dodała, widząc
lekką dezorientację Lyncha.
- Okay. - zgodził się. - Chodźcie za mną, noc jeszcze młoda. - ruszył
przodem, a my za nim.
Pobalowaliśmy do trzeciej i wróciliśmy do hotelu. Savka, już mniej
przerażona, zabrała mnie do swojego pokoju. Tam spełniliśmy małżeńską
powinność.
Słodki Lexik :)
OdpowiedzUsuń"Spełniliśmy małżeńską powinność" - niech przyzna, że tylko na to czekał ;) Z resztą - co go winić z tak piękną żoną ;)
Pozdrawiam i czekam na next.
Mam tylko nadzieję, że o stałej porze, bo dziś czekałam od rana, a tu nic...