poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział 23

*Eian*

Po śniadaniu w stołówce zapakowaliśmy się do auta Brena i ruszyliśmy dalej. Wyjątkowo Savannah i Alex siedzieli oddaleni od siebie i patrzyli w różne strony. Ze spaceru, który planował wcześniej Benko nic nie wyszło, gdyż rozpadało się na dobre. W takim wypadku postanowiliśmy pojechać do Santa Barbara i odwiedzić rodzinę naszego perkusisty...

- Savi, co taka smutna? - spytałem dziewczynę, gdy na postoju stała sama koło samochodu.
- Nic takiego... - mruknęła. - Możesz już iść. - dodała i spuściła głowę. Patrzyła na czubki butów, lekko się kołysząc w przód i tył.
- Wolę tu postać i dotrzymać Ci towarzystwa. - oparłem się o auto obok niej. - Widzę, że Alex już się Tobą nie interesuje... To wielkie zauroczenie już mu przeszło?
- On mnie kocha. To tylko Brandon nie pozwala mi z nim być. Groził Flaggy'emu śmiercią, więc wolę nie ryzykować. - westchnęła cicho.
- Nie martw się. Jeszcze wszystko się ułoży. - objąłem ją ramieniem i ucałowałem w czoło.
Trwaliśmy tak przez chwilę. Alex patrzył na nas ponuro, wyraźnie przygnębiony. Trochę mi go szkoda, lecz aby ją zdobyć jestem w stanie posunąć się jeszcze dalej.

Gdy dotarliśmy do domu państwa Benko, zamknąłem się w swoim pokoju i zapaliłem papierosa przy oknie. Noc była spokojna, gwiazdy świeciły jasno, księżyc błyszczał... Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - zawołałem i po chwili ujrzałem Savannah.
- Przeszkadzam? - spytała.
- Nie, nie. Wejdź. - wykonałem zachęcający ruch ręką.
- Myślałam nad tym co dziś powiedziałeś... Może to rzeczywiście było zauroczenie... Może Alex tylko się mną bawił... - usiadła na łóżku, bawiąc się srebrnym pierścionkiem, podobnym do obrączki. - Mówił mi, że mnie kocha... A teraz? Gdy Brandon go zastraszył, zaczął mnie unikać. Gdyby mnie kochał byłby przy mnie mimo wszystko... - szlochała.
Zgasiłem papierosa i przytuliłem Hudson.
- Zobaczysz, będzie dobrze... Zawsze możesz na mnie liczyć... - szepnąłem i delikatnie musnąłem usta Savci. Uśmiechnęła się lekko i pocałowała mnie czule.
- Eian, dasz mi papierosa? - spojrzała na mnie proszącym wzrokiem, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Pewnie. - wyciągnąłem z kieszeni pudełko i podałem jej jednego.
- Dzięki. A masz zapalniczkę?
- Mam. - dałem Sav do ręki zapalniczkę i patrzyłem jak sobie radzi. Szczerze mówiąc, zadziwiła mnie. Pali jak zawodowiec... Pali lepiej niż ja...

poniedziałek, 24 października 2016

Rozdział 22

Ze specjalną dedykacją dla Rikeroholic <3 Jeden z naszych ulubionych.

*Brennan*

W nocy nie mogłem spać. Brandon cicho chrapał, wtulony w mój tors. Spojrzałem na niego, odgarnąłem mu włosy z twarzy i ucałowałem go w czoło. Mój kochany Brandonek... Cieszę się, że Bóg postawił go na mojej drodze. Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się lekko. Przypomniałem sobie nasze cudne chwile od dnia, w którym się poznaliśmy. Pierwszy pocałunek, pierwsza wspólna noc, pierwszy koncert... To wszystko było takie magiczne. Poczułem się kochany, tak szczerze.
- Nie śpisz Bren? - usłyszałem głos ukochanego, więc otworzyłem ponownie oczy.
- Jakoś nie umiem. Za dużo wrażeń w zbyt krótkim czasie. - odpowiedziałem i obróciłem się na bok, by leżeć do niego twarzą.
- Spróbuj chociaż. Przytul się do mnie. - objął mnie delikatnie.
- Dziękuję, że jesteś. - złożyłem pocałunek na wysokości jego serca.
- To ja Ci dziękuję. Po raz pierwszy jestem szczęśliwy. - pocałował mnie w czubek głowy. - Dobranoc skarbie. - szepnął mi do ucha.
- Dobranoc miśku. - odparłem i poprawiłem kołdrę.

Rankiem wstałem szybciej i zszedłem do stołówki. Wybrałem składniki na śniadanko ze stołu szwedzkiego i przygotowałem posiłek dla siebie i Brandona, który następnie zaniosłem do jego pokoju. Postawiłem tacę na rogu. Hudson tak słodko spał, że postanowiłem go nie budzić. Po cichu wyszedłem na korytarz i skierowałem się do Alexa. Chciałem z nim porozmawiać i przekonać, by wybrał się dziś z nami na spacer i być może do domu jego dzieciństwa. Zapukałem lekko i uchyliłem drzwi. Wsunąłem głowę w szparę i zobaczyłem jak Flagstad tuli do siebie Savannah. Brandonowi by się to nie spodobało.
- Dzień dobry! - krzyknąłem i pewnym krokiem ruszyłem w głąb pomieszczenia. - Jak się spało?
- Dobrze. - Alex rzucił krótko i naciągnął kołdrę tak, aby nikt nie widział, że Sav jest przy nim.
- A co tam ukrywasz? Może siostrę Brandona? - zasugerowałem.
- No co Ty. Mam zakaz bycia z nią, tym bardziej sam na sam. - zaczął się wykręcać.
- Wiedz, że i tak Brandon się dowie. Zaraz mu powiem. - oznajmiłem stanowczo i wróciłem do pokoju mojego skarba.
- Ooo... Widzę, że przygotowałeś śniadanie. - chłopak uśmiechnął się do mnie od wejścia.
- Tak. Specjalnie dla Ciebie. - usiadłem obok niego. - Ale nim zaczniemy jeść, jest jedna sprawa. Byłem u Alexa. Spał z Savką.
- Co!? Zaraz mu pokażę! - zerwał się z łóżka i nie zwracając uwagi na to, że jest prawie nagi wbiegł do pokoju gitarzysty. - Co to ma znaczyć!? Zabiję Cię Flagstad! Zabiję! - darł się jak opętany. - Wstawaj Ty tchórzu! Wstawaj! - chwycił stojąca na stoliku lampkę po winie.
- Brandon daj mi to wyjaśnić. - Alex ubrał pod kołdrą bieliznę i stanął twarzą w twarz z Hudsonem.
- Nic mi nie tłumacz. Posłuchaj jedynie. Od teraz będziesz się trzymał na przynajmniej metr odległości od Savci. Jest za młoda dla Ciebie.
- Ja próbowałem. To Sav przyszła do mnie. Nie prosiłem jej.
- Nie prosiłeś? Sama przyszła? - zaczął się wyśmiewać. - To mnie nie interesuje. Savannah da Ci spokój, dopilnuję by Cię nie kusiła.
- Dość. - przerwałem im. - Alex odpuść sobie Sav, a Ty Brandon choć już jeść. - objąłem go w pasie i pociągnąłem w stronę drzwi.
- Pożałujesz, że się w romans z moją siostrą wplątałeś. Pożałujesz. - rzucił kieliszek w kierunku Flaggy'ego i wyszedł za mną. - Irytuje mnie ten gościu. - dodał i poszliśmy.
Ostatnim czasem Brandon jest bardzo wybuchowy. Nie wiem czy to wina sławy, trasy czy osobistych spraw... Ale mam zamiar się dowiedzieć i w miarę swoich możliwości pomóc.

poniedziałek, 17 października 2016

Rozdział 21

*Alex*

Następnego dnia pojechaliśmy dalej, do kolejnego amerykańskiego miasta zwanego Chicago.  Tego wieczora zaraz po koncercie zamknąłem się w swoim hotelowym pokoju. Położyłem się na łóżku i ukryłem twarz w poduszkach. Trzymałem się z daleka od ukochanej. Robiłem to tylko i wyłącznie dla dobra zespołu, a przede wszystkim jej.

Rankiem przyszedł do mnie Brandon.
- Wstawaj Alex. Mamy dziś wywiad. Chyba nie chcesz się spóźnić... - wołał z progu.
- Idźcie beze mnie. Nie czuję się najlepiej. - mruknąłem i zarzuciłem kołdrę na głowę.
Chciałem zniknąć raz na zawsze. Wmawiałem sobie, że nic mi nie jest... A teraz? Nawrót depresji. W jeden dzień znienawidziłem siebie.

Wieczorem przyszła do mnie Savannah.
- Cześć. - rzuciła nieśmiało. - Nawet nie wiesz jak nudno było na wywiadzie bez Ciebie. - usiadła na moim łóżku i pogłaskała moje włosy. - Kocham Cię. - nachyliła się nade mną i czule pocałowała w usta.
- Też Cię kocham. - odpowiedziałem jej, ale nic więcej nie zrobiłem. Źle się czułem z tym zakazem, ale musiałem go przestrzegać jeśli chciałem pozostać w The Heirs.
- A może wzięlibyśmy potajemny ślub? - zapytała.
W normalnej sytuacji powiedziałbym 'Okay. A kiedy im powiemy?', ale teraz? Kiedy atmosfera jest taka napięta...
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - odezwałem się po chwili. - Ale się zgadzam. - przyciągnąłem ją do siebie.
- W takim razie spotkajmy się za kwadrans przed hotelem. Mam tu znajomego księdza, udzieli nam ślubu w kaplicy.
- Okay. - posłałem jej szczery uśmiech, pierwszy uśmiech w dniu dzisiejszym.
Wyszła, a ja zacząłem się przebierać. W końcu w dresach do ślubu nie wypada.

Spotkaliśmy się przed hotelem. Savcia chwyciła mnie za dłoń i zaczęła prowadzić mnie w dobrze mi znanym kierunku. W kierunku kaplicy, w której miałem swój chrzest. Po kilku minutach  byliśmy na miejscu. Hudson przeprowadziła z kapłanem krótką rozmowę.
- Czekamy tylko na Rydel i Courtney. - oznajmiła. - Poprosiłam je o tę drobną przysługę dziś rano. - dodała z uśmiechem.
- Super. A obrączki?
- Mam srebrne. Przynajmniej nikt się nie domyśli.
To było naprawdę sprytne. Cieszę się, że taka istota jak Sav Hudson będzie moją żoną.

Gdy w kaplicy zjawiły się dziewczyny, ceremonia się rozpoczęła. Była ona krótsza niż tradycyjnie. Przysięgliśmy sobie z Savcią miłość, wierność i uczciwość, a następnie udaliśmy się ze świadkowymi na imprezę do R5. Akurat wracali z koncertu swoich idoli.
- Savannah? - Ross był zaskoczony jej obecnością.
- Tak. Tylko proszę, nie mów nic Brandonowi. On nie wie, że jestem z Alexem. - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. - W związku. - dodała, widząc lekką dezorientację Lyncha.
- Okay. - zgodził się. - Chodźcie za mną, noc jeszcze młoda. - ruszył przodem, a my za nim.

Pobalowaliśmy do trzeciej i wróciliśmy do hotelu. Savka, już mniej przerażona, zabrała mnie do swojego pokoju. Tam spełniliśmy małżeńską powinność.

poniedziałek, 10 października 2016

Rozdział 20

*Eian*

Tego wieczora graliśmy pierwszy koncert.
- Gotowi? - spytał Brandon przed wyjściem na scenę.
- Owszem. - Sav odpowiedziała za wszystkich.
Wyszliśmy i stanęliśmy się na stałych miejscach. Reflektory rozbłysły jasnym światłem. Brennan zagrał pierwsze dźwięki i już wiedzieliśmy, że zaczyna się od 'Ecliptic'. Każdy po kolei włączał się do utworu, aż w końcu rozkręciliśmy się na dobre. Sav tańczyła całym ciałem, ale rękoma i biodrami najbardziej. Alex kiwał się w rytm, a ja i Brandon zaczepialiśmy Benko. Wszystko było takie magiczne. Po raz pierwszy spotkałem się z taką wspaniałą publicznością.

Zeszliśmy ze sceny, opuściliśmy klub i wróciliśmy do hotelu. Brandon i Brennan szybko zniknęli w pokoju tego drugiego, a Sav poszła z Alexem. Bardzo jej pragnąłem, że musiałem to zrobić. Poszedłem do Brandona, choć groziły mi niezbyt miłe dla oczu widoki. Zapukałem lekko do drzwi i gdy usłyszałem 'Proszę', otworzyłem je i stanąłem w progu.
- Brandon, bo jest taka sprawa... Savannah poszła z Flagstadem do jego pokoju. A wiem, że jesteś temu przeciwny, więc mówię z góry. - przedstawiłem krótko całą sytuację.
- Ja już im pokażę! - Hudson zerwał się z łóżka i wbiegł do pokoju gitarzysty. - A ładnie to tak z moją nieletnią siostrą takie rzeczy robić!?
- Yyy... My tylko... Szukaliśmy kontaktu, by podłączyć telefony do ładowania. - Sav była nieco zakłopotana.
- I dlatego robiliście to nago? - spytałem.
- My... No wiesz... Chcieliśmy tylko... - zaczął Alex.
- Żadnego 'chcieliśmy tylko'! Od teraz będę Was pilnował! I jeśli jeszcze raz zobaczę Was w podobnej sytuacji to Cię chyba zabiję Flagstad! - wycedził przez zęby. - A teraz Savciu pójdziesz grzecznie do siebie. - zarządził i rozeszliśmy się.

Obudziłem się około 4 nas ranem. Na boso wyszedłem na korytarz, a z niego na balkon i zapaliłem papierosa. Zaciągnąłem się mocno, a z wydychanym po tym powietrzem ulotniły się wszystkie moje wyrzuty sumienia oraz zmartwienia.
Palenie, od kiedy tylko pamiętam, zawsze mnie uspokajało. Zazwyczaj robiłem to zamknięty sam w pokoju, gdy mój świat się walił. Koledzy ze szkoły dokuczali mi prawie codziennie. Rodzice nigdy nic u nauczycieli nie załatwili, co później odbiło się na mnie na studiach. Byłem nieśmiały, zamknięty w sobie. Taka mała szara myszka. To trwało może z semestr. Później spotkałem takiego jednego, który wkręcił mnie do swojej paczki, a później wpędził w nałóg narkotykowy. Już nigdy później się z tego nie wyplątałem i zapewne tak pozostanie.

---------------------------------------
Witajcie!
Jak widzicie, nowy nagłówek - podoba się?
A w ogóle to zauważył ktoś, że już połowa za nami? Szybko ten czas leci...
Fragment z wściekłym Brandonem najlepszy, nie?
Ogólnie lubię Eiana i zastanawiam się czemu zazwyczaj jest jakoś na poboczu itd.
Nawet jak wymyślamy różne rzeczy z Rikeroholic to najpierw jest, a potem nagle znika. A potem 'I Brandon się przytulił...' i wiadomo, że śpi (w scenie nie ma Brandona, a to, że śpi to efekt nocnych pogaduszek).
No, ale dobra. Wracając do Eiana - kto także go lubi i napisze Fan Fiction z nim w roli głównej?
Pozdrawiam i do napisania <3

poniedziałek, 3 października 2016

Rozdział 19

*Brandon*

Od występu na ślubie Rylanda nasza kariera gwałtownie przyspieszyła. Czas do trasy minął nam w mgnieniu oka.
- To chyba ostatnia. - Brennan podał mi walizkę Savannah.
Wstawiłem ją do bagażnika tourbusa (jeśli tak można nazwać pięcioosobowe auto Brena) i po raz ostatni rozejrzałem się dookoła. Sam nie wierzę, że udało nam się to wszystko pomieścić. Sav, Alex i Eian usiedli z tyłu, ja koło ukochanego. Benko odpalił silnik, włączył radio i ruszyliśmy.
- Nowy Jorku nadciągamy! - krzyknęła Savka, a Alex spojrzał się na nią lekko zażenowany. No tak, wszyscy kierowcy patrzyli się w naszą stronę.
- A tak w ogóle... Ile czasu spędzimy w trasie? - zapytał Flagstad.
- Tak z trzy miesiące. W końcu jest tyle miast w USA... I dodaj sobie Europę... - zacząłem mu tłumaczyć.
- Bo wiesz, mama się zatęskni... - Alex zaczął nerwowo memlać sznurek od bransoletki Savci.
- To zadzwoni. A z resztą sam mówiłeś, że od małego chciałeś być muzykiem i jeździć po świecie. - odezwał się McNeely.
- Za to masz drugą kochającą Cię osobę tu blisko przy sobie. - moja siostra cmoknęła gitarzystę w policzek.
- Tylko tyle? - spytał się, jednocześnie patrząc jej w oczy.
- A co chcesz więcej? Chłopcy tu są. - szepnęła mu do ucha, ale i tak słyszałem. Jak tylko przyłapię ich razem w hotelu to im się rozmyśli flirtowania i romansowania za moimi plecami...

Dojechaliśmy do hotelu. Zostawiliśmy auto na parkingu. Nasza męska część zabrała bagaże, a Savcia poszła po klucze do pokoi. Każdy ma osobny, ale Bren zapewne przyjdzie do mnie. Potrzebujemy chwili dla tylko siebie jak to zakochani.
Zakwaterowaliśmy się w skromnym hotelu i zeszliśmy coś zjeść do baru na parterze. Zamówiliśmy po porcji naleśników i usiedliśmy przy wolnym stole. Flagstad co chwilę zerkał na moją siostrę, a ona uśmiechała się do niego i zalotnie trzepotała rzęsami. Tak nie może być. Dzieli ich sześć lat różnicy. Trzeba zakończyć ten romans.
- Ej! Ty masz więcej czekolady! Zamień się! - Savannah wyciągnęła ręce w kierunku talerza Alexa, który niezbyt chętnie zrobił wymianę.
- Ah Ci zakochani... Miłość wisi w powietrzu... - westchnął Benko i zamiast włożyć widelec z kawałkiem naleśnika do buzi, dotknął nim swojego policzka.
- Ziemia do Brennana. - zawołał Eian. - Chłopie, ogarnij się. I zapamiętaj, że Sav z żadnym z nas nie ma prawa nic łączyć. - dodał.
- Jesteś taki słodziutki, skarbie. - ucałowałem policzek Brena i zlizałem z niego czekoladę.
-  A Ty wiesz doskonale co uwielbiam. - perkusista wpił się w moje usta przy wszystkich.
No to nasz związek się wydał... Mam tylko nadzieję, że fani się od nas nie odwrócą. A co do tego, co Brennuś powiedział... Czasami lubimy niecodzienne pieszczoty i mamy przeróżne fantazje seksualne jak to dwoje kochających się facetów.