*Eian*
Po śniadaniu w stołówce zapakowaliśmy się do auta Brena i ruszyliśmy
dalej. Wyjątkowo Savannah i Alex siedzieli oddaleni od siebie i patrzyli w
różne strony. Ze spaceru, który planował wcześniej Benko nic nie wyszło, gdyż
rozpadało się na dobre. W takim wypadku postanowiliśmy pojechać do Santa Barbara
i odwiedzić rodzinę naszego perkusisty...
- Savi, co taka smutna? - spytałem dziewczynę, gdy na postoju stała
sama koło samochodu.
- Nic takiego... - mruknęła. - Możesz już iść. - dodała i spuściła
głowę. Patrzyła na czubki butów, lekko się kołysząc w przód i tył.
- Wolę tu postać i dotrzymać Ci towarzystwa. - oparłem się o auto obok
niej. - Widzę, że Alex już się Tobą nie interesuje... To wielkie zauroczenie
już mu przeszło?
- On mnie kocha. To tylko Brandon nie pozwala mi z nim być. Groził
Flaggy'emu śmiercią, więc wolę nie ryzykować. - westchnęła cicho.
- Nie martw się. Jeszcze wszystko się ułoży. - objąłem ją ramieniem i
ucałowałem w czoło.
Trwaliśmy tak przez chwilę. Alex patrzył na nas ponuro, wyraźnie
przygnębiony. Trochę mi go szkoda, lecz aby ją zdobyć jestem w stanie posunąć
się jeszcze dalej.
Gdy dotarliśmy do domu państwa Benko, zamknąłem się w swoim pokoju i
zapaliłem papierosa przy oknie. Noc była spokojna, gwiazdy świeciły jasno,
księżyc błyszczał... Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - zawołałem i po chwili ujrzałem Savannah.
- Przeszkadzam? - spytała.
- Nie, nie. Wejdź. - wykonałem zachęcający ruch ręką.
- Myślałam nad tym co dziś powiedziałeś... Może to rzeczywiście było
zauroczenie... Może Alex tylko się mną bawił... - usiadła na łóżku, bawiąc się
srebrnym pierścionkiem, podobnym do obrączki. - Mówił mi, że mnie kocha... A
teraz? Gdy Brandon go zastraszył, zaczął mnie unikać. Gdyby mnie kochał byłby
przy mnie mimo wszystko... - szlochała.
Zgasiłem papierosa i przytuliłem Hudson.
- Zobaczysz, będzie dobrze... Zawsze możesz na mnie liczyć... -
szepnąłem i delikatnie musnąłem usta Savci. Uśmiechnęła się lekko i pocałowała
mnie czule.
- Eian, dasz mi papierosa? - spojrzała na mnie proszącym wzrokiem, gdy
się od siebie oderwaliśmy.
- Pewnie. - wyciągnąłem z kieszeni pudełko i podałem jej jednego.
- Dzięki. A masz zapalniczkę?
- Mam. - dałem Sav do ręki zapalniczkę i patrzyłem jak sobie radzi.
Szczerze mówiąc, zadziwiła mnie. Pali jak zawodowiec... Pali lepiej niż ja...