*Brandon*
Czas mijał szybko. Zdecydowanie za szybko.
Tego wieczora Savannah zaczęła rodzić. Alex panikował, więc Brennan i
ja musieliśmy jej pomóc. Bren zabrał nas do szpitala, a ja robiłem za
uspokajacza.
- Wytrzymaj jeszcze trochę siostra. - zwróciłem się do Sav. - A Ty weź
się uspokój. Jeszcze nam na zawał zejdziesz. - rzuciłem żartobliwie do Alexa.
Gdy dotarliśmy na miejsce, pielęgniarki zawiozły Savi na porodówkę, a
Alex udał się z nią. Siedząc na korytarzu, zawiadomiłem Eiana, więc niebawem
siedzieliśmy w trzech i czekaliśmy.
Po około trzech godzinach Alex wyszedł uradowany z dzieckiem na
rękach.
- Mam syna! - krzyknął.
- Gratulujemy. - przytuliłem go. - Witaj mały. Jestem twoim wujkiem. -
delikatnie dotknąłem dłoni maleństwa.
- Zastanawiałeś się jak go nazwiecie? - spytał Brennan i stanął bliżej
nas.
- Miguel Flagstad. Piękne nie? - odparł.
- A co z Savannah? - dopytał Eian.
- Wszystko dobrze. Zaraz zawiozą ją na salę poporodową, by razem z
dzieckiem odpoczęła. Będziecie mogli ją odwiedzić rano. Mi pozwolili czuwać
przy niej w nocy. - odpowiedział. - Wracam do Sav. Mówiłem, że tylko Wam pokażę
małego. - dodał i zniknął za drzwiami porodówki.
Rankiem pierwszy udałem się do sali, gdzie była Sav.
- Jak się czujecie, siostra? - zapytałem i usiadłem obok łóżka, gdzie
leżała, tuląc maluszka.
- Bardzo dobrze. Za dwa dni wracamy do domu. - uśmiechnęła się.
- To się cieszę. - złapałem jej dłoń. - Możesz na nas liczyć. - dodałem.
Nasze życie od teraz stanie się jeszcze weselsze. A to zasługa małego
Miguela. No i może Savki z Alexem, bo bez nich by nie istniał. Dobre jest też
to, że będą mieszkać ze mną i Brenem u nas w domu, tak jak dotychczas.
Przynajmniej zawsze będzie ktoś, kto zajmie się dzieckiem...
Aż się wzruszyłam przy tym rozdziale... Niby już tyle opisów porodów czytałam, a jednak ten mnie wzruszył.
OdpowiedzUsuńBuziaki.
Czekam na next!